Śląskie kurorty - Chechło
Sobota, 29 maja 2010
· Komentarze(0)
Kategoria rowerowanie
Czego nie możesz zrobić dzisiaj zrób jutro, albo czego nie mogłeś zrobić wczoraj zrób dzisiaj, zależy gdzie kto siedzi i jak patrzy ;) - egal. Ważne, że determinacja do wykonania planu ogromna i postanowienia z dnia poprzedniego podtrzymane. Rankiem budzi mnie informacja o obecności na parku linowym, gdzie znów mam bawić się w małpkę. Fajno, tylko że burzy to porządek dnia, ponieważ o godzinie 13, chciałem być już co najmniej w drodze.
Na szczęście fiki miki na 10 metrach kończą się o w miarę poprawnej godzinie, co skłania do dalszej realizacji wyznaczonych celów. Mądrzejsi o kilka węzłów wracamy do domu, aby szybko skonsumować nasz przydział pokarmu na ten dzień, mnie czekało jeszcze łatanie dętki. Po kilku większych problemach jesteśmy gotowi do drogi. Udało się wyruszyć, gdy słońce jeszcze świeciło, a nawet grzało. Bogaci w energie, którą pozyskiwaliśmy z trawiących się z każdym kilometrem treści żołądkowych połykaliśmy kolejne proste, górki i dziurki. W pojedynkę jechałoby się zapewne o wiele trudniej. W dwie głowy, a cztery koła cięższe odcinki trasy przejeżdżaliśmy bez większego wzruszenia :P.
Po niecałej godzinie, znaleźliśmy się nad wodą, gdzie imprezowe życie aż wylewało się z okolicznych domków, namiotów, a nawet dwóch kajaków. Chechło jak to Chechło... brudne :) , co nie oznaczało niefotogeniczne. Uczyniliśmy, więc naszą powinność i udokumentowaliśmy się na tle kolejnego ze śląskich kurortów. Po raz kolejny masa wspomnień z niezliczonych wypadów w te okolice, zahaczających o czasy głęboko licealne. Jak stwierdziliśmy czasy, gdy wszystko było poprawne i działało jak należy i jak śpiewa pewien Pan czasy, które "nie powrócą". W tych rozmyślaniach towarzyszyły nam dwie pomarańczki, które brat przypadkiem zabrał z domu. Niebo w gębie, słodkość i duża sokość, to było to czego moje kubki smakowe potrzebowały w tym momencie :). Korzystając z chwili zamontowaliśmy na rowerach lampiony, co by nas dobrze widziano podczas drogi powrotnej. Były myśli, aby objechać Chechło dookoła i dopiero wracać, jednak nadchodzący chłodek spotęgowany dużą zawartością wody w powietrzu skierował nas na ciepłe asfalty.
Powrót ta samą trasą, ale jakby inną, bo bardziej z górki niż pod. Zaowocowało to większymi prędkościami, co z kolei sprowadziło nas szybciej w domowe okolice. Postanowiliśmy pożegnać dzień na sk8 parku, a więc na kopernickim rondzie skręciliśmy w lewo. Tam właśnie dopadła mnie ściana. Gdy w końcu opuściłem rondo Michał wjeżdżał już na ścieżkę rowerową przebiegającą pod papieskim krzyżem :>. Oprócz widoku zachodzącego słońca i panoramującego brata, mogłem także czekać na odzyskanie kilku sił, aby podjechać do domu, w którym padłem jak bóbr :).
78-ką na Zawiercie :)
bracia strach patrzą się na Ciebie! ;P
pomarańczowa merida
bądź cool i jedz pomarańczki, albo pij z pomarańczek soczek :P
romantycznie nad brzegiem
panorama chechłowa
panorama kopernicka
Na szczęście fiki miki na 10 metrach kończą się o w miarę poprawnej godzinie, co skłania do dalszej realizacji wyznaczonych celów. Mądrzejsi o kilka węzłów wracamy do domu, aby szybko skonsumować nasz przydział pokarmu na ten dzień, mnie czekało jeszcze łatanie dętki. Po kilku większych problemach jesteśmy gotowi do drogi. Udało się wyruszyć, gdy słońce jeszcze świeciło, a nawet grzało. Bogaci w energie, którą pozyskiwaliśmy z trawiących się z każdym kilometrem treści żołądkowych połykaliśmy kolejne proste, górki i dziurki. W pojedynkę jechałoby się zapewne o wiele trudniej. W dwie głowy, a cztery koła cięższe odcinki trasy przejeżdżaliśmy bez większego wzruszenia :P.
Po niecałej godzinie, znaleźliśmy się nad wodą, gdzie imprezowe życie aż wylewało się z okolicznych domków, namiotów, a nawet dwóch kajaków. Chechło jak to Chechło... brudne :) , co nie oznaczało niefotogeniczne. Uczyniliśmy, więc naszą powinność i udokumentowaliśmy się na tle kolejnego ze śląskich kurortów. Po raz kolejny masa wspomnień z niezliczonych wypadów w te okolice, zahaczających o czasy głęboko licealne. Jak stwierdziliśmy czasy, gdy wszystko było poprawne i działało jak należy i jak śpiewa pewien Pan czasy, które "nie powrócą". W tych rozmyślaniach towarzyszyły nam dwie pomarańczki, które brat przypadkiem zabrał z domu. Niebo w gębie, słodkość i duża sokość, to było to czego moje kubki smakowe potrzebowały w tym momencie :). Korzystając z chwili zamontowaliśmy na rowerach lampiony, co by nas dobrze widziano podczas drogi powrotnej. Były myśli, aby objechać Chechło dookoła i dopiero wracać, jednak nadchodzący chłodek spotęgowany dużą zawartością wody w powietrzu skierował nas na ciepłe asfalty.
Powrót ta samą trasą, ale jakby inną, bo bardziej z górki niż pod. Zaowocowało to większymi prędkościami, co z kolei sprowadziło nas szybciej w domowe okolice. Postanowiliśmy pożegnać dzień na sk8 parku, a więc na kopernickim rondzie skręciliśmy w lewo. Tam właśnie dopadła mnie ściana. Gdy w końcu opuściłem rondo Michał wjeżdżał już na ścieżkę rowerową przebiegającą pod papieskim krzyżem :>. Oprócz widoku zachodzącego słońca i panoramującego brata, mogłem także czekać na odzyskanie kilku sił, aby podjechać do domu, w którym padłem jak bóbr :).
78-ką na Zawiercie :)
bracia strach patrzą się na Ciebie! ;P
pomarańczowa merida
bądź cool i jedz pomarańczki, albo pij z pomarańczek soczek :P
romantycznie nad brzegiem
panorama chechłowa
panorama kopernicka