Śląskie kurorty - Czechowice

Piątek, 28 maja 2010 · Komentarze(4)
Kategoria rowerowanie
W piątkowy ranek w mózgownicy zrodził się master plan - odwiedzić wszystkie miejsca, które w jakiś sposób zmuszają połączenia nerwowe w głowie do otwierania szufladki z napisem "sentyment". Z uwagi na to, że miejsca wielce sentymentalne mam z bratem wspólne, nie musiałem nawet przekonywać do towarzyszenia mi w drodze.

Postanowiliśmy zrezygnować z Katowickiej Masy Krytycznej i wyruszyć w trasę. Niestety coś nas podkusiło, żeby zaprosić trzeciego towarzysza podróży naxa. Zgodził się prosząc jedynie o trochę czasu na zamontowanie przedniej przerzutki. Dlaczego niestety? Ano dlatego, że chwilka zamieniła się w pełnoprawną godzinę zegarową, co zmusiło nas, do ruszenia w dwójkowym składzie. Szybki podjazd do Macieja, aby napełnić baki paliwem (oczywiście mowa tu o tradycyjnej wodzie za frajer :P) i dalsze oczekiwanie na naxa pod kąpieliskiem. Na szczęście postanowił w końcu podjąć męską decyzję i napisać, że jednak z nami nie jedzie, bo w naszej trasie za dużo asfaltów, na których uwaliłby dopiero co wylizanego fulla ;). Potrzebę miał inną, tereny, tereny, tereny, gdzie przecież wody, błota i innych składników odżywczych nie ma wcale, a wcale.

W końcu końców mogliśmy zacząć realizować projekt. Przez Maciejowski las, dotarliśmy do Szałszy, gdzie rozkoszowaliśmy oczy widokiem wolno biegających, pięknie zadbanych koni. Dalej na cel obraliśmy miejsce nr 1 , były nim Czechowice. Trasa prosta w znaczeniu kierunku, mniej prosta w znaczeniu nawierzchni. Dziwnym trafem ominęliśmy wjazd nad wodę i znaleźliśmy się na hałdzie, gdzie chciała nas rozpłaszczyć pewna duża, żółta ciężarówa z patykami ;p. Trochę zjazdów, trochę podjazdów i udało się podjechać do wody, gdzie komary mogły zacząć ucztę. Odpoczynek, nawodnienie, zjedzenie jednego maszketa. Dużo opowieści, dużo wspomnień, cudowne widoki i zapachów, to wszystko grało jednym dźwiękiem, którego nie dało się przestać słuchać. Przyciskiem OFF okazało się postanowienie nr 2 - jedziemy na Chechło.

W trakcie jazdy na Rokitnicę pojawiły się "ściany" tak u mnie, jak u bracika. Oczywiście ściany jedzeniowe, bo siły w nogach było aż nad. Podjechaliśmy, więc do noworokitnickiego Lidla, co by odpowiednio się uenergetycznić. Zakupiłem pieczywo białe w postaci bułczanów, zakupiłem mięcho w postaci parówek. Pewnie wyglądaliśmy jak zwięrzęta, siedząc na krawężniku z paszczami zatopionymi w pokarmie ;). Piszę pewnie, bo na to wskazywały spojrzenia osób przechodzących. Jedynie pewna mała dziewczynka się do nas uśmiechała, przynajmniej dla niej byliśmy śmieszni :), miłe to było hihihi. Po dzikiej i niepohamowanej konsumpcji, zdaliśmy sobie sprawę, że jest już o wiele za późno na Chechło. Dojechać dałoby się bez problemu, ale wrócić już niestety nie. Zwłaszcza, że nie wzięliśmy ze sobą lamp, a na 20:15 musieliśmy być w kinie, co by obejrzeć nową wersję zakapturzonego Robina (dzięki Karolina ;P). Tu właśnie tak na dobre wyszło, to "niestety" z początku tekstu. Czas stracony na początku nie pojawił się cudownie na końcu.

W tej sytuacji znaleźliśmy alternatywę tzw. Staw Nietoperzowy na Osiedlu Młodego Górnika. Migiem się na nim znaleźliśmy. Odpoczynek przy wodzie, w której dosłownie przy samym brzegu trzepotało się mnóstwo ryb. Dodatkowo słonko razy 2, ponieważ świeciło z góry i z dołu odbijając się od tafli wody. Grzało konkretnie mocno, chociaż było już późnawo. Następnie spotkało nas pierwsze pójście za potrzebą, co skierowało nas w pobliski lasek. Po zakończeniu czynności hopa na koło i szybko do domu, bo kino kino kino :). Co wtedy się dzieje? tak Pan Marcin, czyli Ja diagnozuję u siebie laćka, kapcia, papcia, panę, flaka, gumę. Opona numer tylna miała bube ;(. Czasu w chuuu... cholerę za mało, a więc o łataniu nie było mowy. Bracik rzuca we mnie wyrazem "POMPUJ!!!!" Trafił, no to pompuję, przecież nie chcę, żeby ktoś na mnie krzyczał ;). Dobrze, że było nas dwóch, mogliśmy rozłożyć siły. Pompowałem i jechałem, stop, znów pompowanie i znów jechanie. Cały czas na stojąco, co oznacza bardzo męcząco (chciałem odciążyć tył). Taki scenariusz powtarzał się co 1 minutę. Po dwóch ostatnich pompowaniach, udało mi się osiągnąć 36km/h co pozwoliło mi dwa razy uciec bracikowi :).

Do domu dotarłem o 19:40, jedyne co chciałem zrobić to się zwy...rzy...miotować, dosłownie mdlałem. Ostatnie 8km dało mi bardziej popalić niż wcześniejsze 61. Doprowadziłem się do stanu oglądalności publicznej i obejrzałem filma, który był idealnym podsumowaniem tego dnia. Oczywiście żubrzyk też nim był! ;).

efekt lustra


nawadnianie meridki ;)


czechowice


parking


brat wykonuje takie tatuaże za darmo na sobie, za dopłatą na kimś ;)


panorama z czechowickiej hałdy


panorama Czechowic


pole tak samo długie jak szerokie


żniwa ;)


szczególną uwagę zwrócić należy na fakt iż produkt ten, parówkami wieprzowymi zwany posiada w sobie 83% wieprza, a więc ma wiekszość, czyli prawda :)


panoramiczny nietoperzowy


goło i wesoło, jak zawsze ;)


pierwsze pompowanie, niestety nie ostatnie Rrrrrr!

Komentarze (4)

Ehhhh Czechowice ile ja tam spędziłem dni, nocy, ile litrów wypiłem i wypociłem. Słoneczny Patrol się chowa przy tym co się wyrabiało na Czechowicach;) A żółtek potrafi tam dojechać z zamkniętymi oczami i prawie bez kierowcy;)

klimk 15:12 poniedziałek, 7 czerwca 2010

jakbym po każdym pompowaniu nie ogarniał stanowiska serwisowego, tylko ruszał równo to kto inny by uciekał ;p

nax next time pisz jak facet-->str8 (np. nie jade), a nie jak baba w 10 zdaniach z których nie wynika ani nie ani tak ;D ;p

fajny wypad, prawie przejechalem jaszczurke, jeża i małą sarne, żaden czarny kot jednak przed kołem nie przebiegał ;]

mehow 06:59 poniedziałek, 31 maja 2010

Od poczatku mowilem, ze w dupie mam takie tereny :P

nax 22:56 niedziela, 30 maja 2010

Panowie !!! zdjęcia powalają oprócz tego z parówami ;)

Dynio 21:41 niedziela, 30 maja 2010
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wczep

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]