Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2010

Dystans całkowity:258.50 km (w terenie 46.40 km; 17.95%)
Czas w ruchu:15:22
Średnia prędkość:16.82 km/h
Maksymalna prędkość:40.40 km/h
Suma podjazdów:960 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:25.85 km i 1h 32m
Więcej statystyk

Pod palanta

Sobota, 25 września 2010 · Komentarze(3)
Kategoria short trips
popilnować roweru od naxa, gdy ten kupował krawat ;)

Katowicka Masa Krytyczna (wrzesień)

Piątek, 24 września 2010 · Komentarze(3)
Kategoria masy
Po powrocie z uczelni nie miałem zbyt wiele czasu. To też przyczyniło się do zjedzenia niepełnowymiarowego obiadu w postaci żuru :P. Na szczęście istnieje chleb, którym ochoczo się wspomagałem. Posilony zabrałem się za szybki serwis meridki, co by dojechała do Katowic. Czasoprzestrzeń się kurczyła, więc zamontowałem tylko lampki i na szybko przeczyściłem i nasmarowałem łańcuch. Z zapakowaną siatką serwisową i bidonem pełnym Power BE wyruszyłem z bracikiem do kce.

Trasa minęła bardzo przyjemnie, zostaliśmy wyprzedzeni przez może 15 samochodów. W ten dzień tygodnia i o tej godzinie, raczej wraca sie z Kato niż do nich jedzie, co bardzo cieszy ;p. Niestety nie cieszył stan drogi, 5 razy wjechałem w połacie samochodowego szkła, modląc się przy tym by tylna łysa opona dała radę ;). Potem było jeszcze jakieś stado kasztanów, ale chyba ominąłem wszystkie skoro brak gleby ;P. Na miejsce startu dotarłem o 17:55 oceniając moim przyszłym inżynierskim okiem, że jest nas 50 :P. Jak się okazało było 55 haha! Mało zwłaszcza, że jadąc przez WPKiW i pod SCC minąłem multum ludzi na rowerach. Szybkie przywitanie ze znajomymi, którzy jak zwykle dopisali (Mycha, nax, Cusek, Hose, Pablow, Dynio i Daniel) i start. Trasa przebiegała bez żadnych zgrzytów, jak zwykle po Katowicach jechało się przefajnie. W trakcie masy dołączył do nas długo i wielce wyczekiwany Jarek. Była to jego pierwsza masa, a mój pierwszy raz, gdy mogłem zobaczyć jego meridzie w ruchu :)... ładna! Masa obfitowała w rozmowy na różne tematy: tramwaje i wódka pita na działce i akademikach (z Dyniem ;p), ścieranie się opon (z Danielem), urodziny naxa i dupy (z Jarkiem :>).

Na mecie szybko się żegnamy i mkniemy na pkp, aby pierwszy raz w życiu skorzystać z biletu rowerowego za 1zł. Skorzystać się udaje, niestety godzinę później, ponieważ jedna pipa zamknęła nam okienko w stylu IN YOUR FACE, dzięki czemu zobaczyliśmy dupencję pociągu. To zmusiło nas (straszne! ;P) do udania się na after w towarzystwie 8 rogów. Ciepła nocka, nie śmierdząca Rawa, budujące się Katowice i mega max słone orzeszki naxa - rewelacyjnie. Niestety włochate sobie poszły, więc skierowaliśmy się na pkp po raz drugi.

Powrót udany, ale żeby piątek był do końca wykorzystany, odwiedziłem jeszcze kumpla na żegnającym lato grillu, gdzie wrzuciłem w siebie kiełbe i karczek, oraz przypadkową zwierzynę w płynie ;).

- oficjalna galeria

Stadion Śląski pije mleko i będzie wielki


odprawa krytyczna


rodzinne zdjęcie


Spodek i błąd windowsa na telebimie ;)


peleton


katowicki audiobiker dawał radę i puszczał system ;)


duch naxa już się czai na kielicha ;p


nocne widoki


after


stajnia, której nie lubimy

Pod palanta i na sk8 park

Czwartek, 23 września 2010 · Komentarze(0)
Kategoria short trips
Po 5 godzinach spędzonych na Hali Maszyn Cieplnych wyciągnięto mnie na rower. Na rowerze, jak to na rowerze spotyka się znajome twarze. Dziś była to Anika, nax i bracik ;P. Później z dwoma męskimi delikwentami wizytowałem sk8 park, gdzie w świeżo skoszonej trawce gościło nas stadko rogaczy :).

"patrząc, ciągle patrząc w stronę słońca..." - akurat wtedy kukaliśmy na coś zupełnie innego ;)


żubr w wianku - na bogato ;P


Pan i Pani Żubr oraz ich pociechy. To oni zaprosili nas dziś na łąkę :)


"jak to być mogło, że Ona i on, razem przez tyle lat..." :D

Do dziekanatu i fotolabu

Poniedziałek, 20 września 2010 · Komentarze(3)
Kategoria rowerowanie
Miałbyć wpis w short tripach, ale porobiło się tak, że pojawiły się jakieś kilometry, pojawiły się jakieś zdjęcia, więc wypada, aby pojawił się jakiś tekst.

Późnym rankiem wybrałem się z bracikiem do Gliwic, aby odwiedzić najlepszy dziekanat w tym kraju i załatwić sprawy bieżące. Aby nie jechać banalnie asfaltową Wolności i Chorzowską bryknęliśmy sobie przez maciejowski las i Żerniki. Powrót również lasem, lecz nieco zmienioną trasą. Będąc w domu, dostałem info, że mam do odebrania zdjęcia z foto labu, który jest blisko naxa. To wymusiło próbę spotkania. Niestety pierwsza próba pod Palantem zawiodła i udaliśmy się do domu. Wtedy tez, gdy nax podjechał pod okienko nastąpiła druga, udana. Solidarnie udaliśmy się do Biedronki, po piwko w promocji 1,79zł za 586ml (puszka okocim mocne). Niestety jak się okazało, zapłaciliśmy po 2,65zł od puszki, ale plus taki, że pucha większa. Powinni wprowadzić 1L piwa w cenie 0,5L!! ;) miło się sączy, tak... dłużej, nie ma tego zaskoczenia, że już koniec. Na sk8 parku nax dokonał wymiany klocków, przy której trochę się naprzeklinał ;P, później obejrzeliśmy zdjęcia i po wypiciu piwka udaliśmy się do domu.

Dzień przypomniał jak inaczej (czytaj: dużo lepiej) wyglądają zdjęcia na papierze trzymane w ręce, a nie oglądane na monitorze lcd.

stajnia pod IŚiE


serwis w plenerze


narzędzia: puszka, ciacha i zdjęcia. na przedzie zdjęcie świętej trójcy z kwietnia roku tego :)

Czechowice - kąpiel słoneczna

Piątek, 17 września 2010 · Komentarze(2)
Kategoria rowerowanie
Już w czwartek były chęci na wykorzystanie sprzyjających warunków pogodowych, niestety późniejszy niż zakładany powrót z polibudy pogrzebał plany. Na szczęście na tyle płytko, że w piątek po kolejnej wycieczce do Gliwic mogła nastąpić pełna mobilizacja.

Może nie do końca pełna z uwagi na brak naxa (skubańca), który musiał odmówić wyjazdu na Cześki na rzecz wyjazdu w Tatry ajh :P. Ubrany zupełnie letnio, bo przecież lato ciągle trwa (i powiadam Wam, trwać będzie jeszcze wiele tygodni), udałem się wraz z bracikiem na Czechowice sprawdzić jaka woda ;). Standardowo odbyliśmy walki błotne na Maciejowie, aby zaraz po nich rozpocząć kąpiel słoneczną. W miejscu docelowym rewelacyjnie! Cichosza, kilka osób siedzi na ławkach, nikt nie pływa nikt nie wydziera mordy, można w spokoju rozkoszować się widokami i suszyć mokre plecy w słońcu ;P. Można także pokatować troszkę migawkę w telefonie i porobić trochę zdjęć. W tym czasie można również zjeść bułkę z serem żółtym zrobiona naprędce przed wyjściem (jechałem na samej zupce ;( buu), oraz sznikersa zaczajonego gdzieś w serwisowej reklamówce ;p. Gdy kadry i pokarm się kończą ruszamy w drogę powrotną wybierając inną trasę podczas której od przydrożnego pola udaje mi się zdobyć kolbę kukurydzy :).

Na zakończenie przystajemy jeszcze na sk8 parku, aby pożegnać słońce, które okazało dziś swoją nieprzewidywalną dobroć.

kątem plując


bracia strach ze słonecznych CZECHowic pozdrawiają ludzi dobrej woli ;)


woda jak w lipcu czy sierpniu, czyli zimna ;p


zdjęcie z widokiem


powszechnie znana i lubiana konturówka


kuku-rydz


zachodek


panoramy




2000

Poniedziałek, 13 września 2010 · Komentarze(4)
Kategoria rowerowanie
Wszedłem sobie na BS-a i zobaczyłem, że brakuje mi 13km do 2000 w tym roku. Trochę się wahałem, ale brat dobra rada i powiększające się okno pogodowe zmusiły mnie do szybkiej decyzji.

Wskoczyłem więc na rower i pojechałem do lasu na Maciejów. Spodziewałem się grzybów, zwierzaków, owoców, błota i wody. Trzech pierwszych w większej ilości, dwóch ostatnich w mniejszej :). Parę grzybów udało się znaleźć, niestety wszystkie trujące ;), fauny nie zarejestrowałem. Przyjąłem za to duże dawki błocka i wody, które udało się przyprawić jedną maliną i kilkoma jeżynami :). Jeździło się ciężko, ale jakoś tak miło, dlatego odwiedziłem kilka długo nieodwiedzanych lokacji. 2000km stuknęło przypadkiem w symbolicznym miejscu, gdzie ponad rok temu zrobiłem pierwsze zdjęcie meridki w terenie podczas jazdy testowej.

Po udokumentowaniu tej chwili wróciłem do domu. To był świetny zapachowy dzień na kręcenie. Takie pomieszanie wiosny z jesienią, niestety nie było więcej czasu.

zalany las


jeżyny


powietrze pachnie jak...


strumień płynący w lesie


symboliczne zdjęcie na 2000 :), gdzie w tamtym roku było prawie 0 :P


razem ;)


panoramy


Zabrzańska Masa Krytyczna (wrzesień)

Piątek, 10 września 2010 · Komentarze(0)
Kategoria masy
Na drugą Zabrzańską Masę wybrałem się dość mocno spóźniony oraz obładowany niepewnością i ciekawością. Po tym co działo się miesiąc temu można było spodziewać się wszystkiego, zwłaszcza że trasa masy uległa zmianie. Tym razem mieliśmy oblegać centrum Zabrza, a nie dzielnice Biskupice.

Na start dotarłem o 17:59, a więc udało się zdążyć. Na miejscu duże ilości znajomych twarzy, co bardzo ucieszyło. Byli to Anika, nax, bracik, Jenzor, Daro, Rychu, Chemik, McAron, Dynio, Serafin, Daniel, Kubush i jak się później okazało Mycha i Raptor. Po szybkim przywitaniu wystartowaliśmy. Jechał za nami radiowóz, który przez moment próbował coś zmienić w standardowym przebiegu masy, jednak już po pierwszym skrzyżowaniu, ładnie pilnował tyłu, aby nikt nas nie wyprzedzał i pięknie blokował skrzyżowania wjeżdżając na nie z sygnałem :). Przebieg masy bardzo pozytywny, obfitował w niezliczone ilości rozmów na multum różnych tematów. Trasa sprawdziła się idealnie, dopisali również ludzie. Szczególną uwagę należy tu zwrócić na titające tiry i osobówki, klaszczących i machających ludzi, oraz trąbiący pociąg :>. Na mecie czekał na nas bufet, gdzie można było zdziabać banana i zapić wodą :).

Po zakończeniu masy, na której było 88 osób udaliśmy się w standardowym składzie ;p na after. Tym razem nie na hałdę, a na polankę do "parku rodzinne bieganie". Polanka okazała się jednym wielkim bajorem, ale udało nam się przepłynąć :). Po krótkiej nasiadówie z bracikiem skierowaliśmy się do domu, aby jak tradycja nakazuje zakończyć dzień domówką ;D.

Druga Zabrzańska Masa i takie zaskoczenie. Mam nadzieję, że poziom i styl zostaną utrzymane :p.

- galeria rb rowerek

jedzie jedzie masa


staczanie się z górki, za nami miły Pan Policjant


podawanie wody, którą wcześniej dostałem od pewnego przechodnia na bufecie ;) - super akcja


dowód na to, że jechałem ;)


Zabrze w ogniu




zakończenie


5 różnych meridek, super razem wyglądały ;)

Red Rock Canyon

Wtorek, 7 września 2010 · Komentarze(9)
Kategoria rowerowanie
Od wczoraj wiedziałem, że dziś będzie na mnie czekać prezent w postaci pięknej pogody. Nie wiem za co i od kogo ta nagroda, ale wiem po co ;). Jak dają to biorę i wykorzystuję (zabrzmiało jakbym żubra otwierał :P). W tym przypadku spożytkowanie mogło być tylko jedno... rower.

Od momentu, gdy przeczytałem wpis Daniela na jego blogu w głowie miałem tylko jeden cel do realizacji - odwiedzić czerwone skały. Dzięki bracikowi, który na ostatniej Gliwickiej Masie wypytał Daniela o miejsce, w którym zrobił pewne ładne zdjęcia, wiedzieliśmy gdzie jedziemy.
O 10 wyskoczyłem na rower odebrać zakupy, dzięki czemu mogłem sprawdzić czy da się kręcić w krótkich spodniach. Ocena była pozytywna. Czekając aż słońce wzniesie się wyżej, a bracik skończy rysować w CADzie, umyłem swoją meridke, która skamlała o to od paru tygodni :). O 13 nastąpiło włączenie trybu "braciki mode on the road" i ruszyliśmy w trasę. Droga nie była długa, google maps wyliczyło jedyne 17km. Nie wiedziałem, że w takim zasięgu znajduje się coś o czym nie miałem pojęcia. Po walce z trasą 78, tirami, osobówkami i jednym PH-owcem Duluxa, który czekał na zielone na wahadełku i postanowił zajechać mi drogę znaleźliśmy się w Reptach. Skręciliśmy w las na szlak rowerowy, gdzie nastąpiło zgubienie :). Nie przejęliśmy się tym, ponieważ las oferował bardzo miłe podjazdy i zjazdy, które urozmaicał widokiem niesamowicie ogromnych drzew. Tak sobie jeżdżąc dotarliśmy w znajomy dla mnie teren Dolomitów Sportowej Doliny. Miło, bracik nigdy nie widział tej górki, więc mogliśmy popatrzeć sobie na sesję ślubną pewnej parki na stoku. (jak można przez 10 min robić to samo zdjęcie!!! ;P). Gdy nasze oczy nie mogły już na to patrzeć, a pewien koń zaczął dosłownie turlać się ze śmiechu, ruszyliśmy dalej. Zjazdy, podjazdy, brązowe błotko, pomarańczowe błotko, czerwone błotko, miękkie, płynne, lepkie, ogólnie wszystko czego pragnie/potrzebuje każde kobiece ciało ;P. Udało dotrzeć się na szczyt pewnej hałdki, według wikimapii to właśnie była Red Rock. Jednak według nas i tego co widzieliśmy na zdjęciach gówno prawda :). Po zjedzeniu bananów, ruszyliśmy szukać dalej. Po upływie XX czasu doszliśmy do wniosku, że wracamy, trudno. Ostrzegano nas, że można jeździć obok tego i nie znaleźć, ale kto by w to wierzył, przecież to KANION!!!!! ;>. Kto by pomyślał, że chwilę później staniemy się świadkami i uczestnikami odnalezienia przeznaczonego na ten dzień miejsca. Mijając pewne drewniane schodki bracik rzucił hasło "choć tam wejdziemy i zobaczymy co będzie widać".
Kopary nam opadły, przepiękny widok na nasze Red Rock, a według wikimapii na Wielki Kanion Tarnogórski. Zawróciliśmy, aby znaleźć drogę na sam dół. Dróg było wiele, wiele było też kamorów, małych akwenów, oraz wytworzonych przez płynącą wodę rowów. Dzięki jednemu takiemu prawie poczułem jak smakuje Red Rock. Kto wie, może byłem o milimetry od odkrycia nowej przyprawy :). W końcu osiągnęliśmy dno, chociaż niektórzy twierdzą, że to zdarzenie miało już miejsce jakiś czas temu ;). Na dnie jak to na dnie, czyściuteńka woda, żabki, rybki, kwiatki, kamyczki i wielkie masywy skalne otaczające nas z każdej stron. To wszystko przyprawione błękitnym niebem i gorącymi chlustami słońca. Spędziliśmy w tym miejscu 1,5h, po prostu nie dało się ruszyć, a może dlatego, że to co zjechaliśmy trzeba było teraz wjechać ;p. Udając się w górę odnaleźliśmy miejsce skąd woda się brała, oczywiście brała się z ziemi :P.

Żal było opuszczać to zjawiskowe miejsce, w którym pewnie niejedna kobieta powiedziałaby TAK i niejeden mężczyzna powiedziałby NIE :D , ale zapasy energii pomimo wszamanego banana i sznikersa zmierzały do zera. Nie mając konkretnej trasy na powrót udaliśmy się po prostu w stronę słońca. Jak długo się dało jechaliśmy terenem, co zaowocowało dalszym odkrywaniem ciekawych miejsc. Na trasę wyjechaliśmy w Stolarzowicach, a jadąc przez Helenkę spotkaliśmy w/w Daniela razem z Serafinem ;). Taki zbieg okoliczności. Bardzo udany dzień, wykorzystany jak tylko się dało, i który przypomniał mi jak bardzo lubię jeździć w terenie, a nie po asfalcie.

panoramy











ona jest ze snu, a ubrana w codzienność... :)


DSD z parką na środku


zatrzymanie w obawie przed szwagrem


sprawdzenie, czy przypadkiem forfiter nie ukrywa się tutaj przy brzegu ;)


brat podziwia traktur :P i szuka Red Rocka


bananowy szczyt w otoczeniu różnokolorowego szkła


na turka


na kucka


kwiatek


źrodło na oko czystej, na nos bezwonnej i na dotyk zimnej wody


pomarańczowy zawsze pasował do niebieskiego ;)

Gliwicka Masa Krytyczna (wrzesień)

Piątek, 3 września 2010 · Komentarze(3)
Kategoria masy
Na wrześniową masę udało się przekonać kilka nowych osób z Zabrza - co bardzo mnie ucieszyło. Radość ma wielka nie trwała zbyt długo, ponieważ przed wyjazdem z domu dane mi było wejść na forum GMK i przeczytać ciekawe rewelacje dotyczące wrześniowego (i pewnie kolejnych też) przejazdu masy krytycznej.

Plan zakładał, że stoimy na czerwonym świetle, jedziemy trójkami i ogólnie słuchamy tego co nam mówią stróżowie porządku w mieście Gliwice.
W dupie mam coś takiego!!!
Masa, która z samej nazwy i definicji jest nieformalnym tworem bez organizacji i kontroli kogokolwiek, nagle ma stać się czymś czym nie chcemy, aby się stała.
Głupio mi, ponieważ mają się pojawić nowi, którzy nasłuchali się tyle dobrego na temat tej imprezy, a tu taaaaaakie zmiany.

Z wielkimi oporami wyruszam z bratem do Gliwic. Dołącza do nas kolega po fachu Bogi wraz z kumplem. W 19 minut bez gonitwy docieramy na miejsce, gdzie czekają już kolejne, nowe osoby z Zabrza w postaci Karoliny i Moniki. Po przywitaniu się ze wszystkimi regularnymi uczestnikami do głosu zostaje dopuszczony strażak w czarnym uniformie. Informuje nas jak według niego będzie wyglądał przejazd, co zmusza mnie do zabrania głosu i przedstawienia mu rzeczywistości jaka nas otacza. Niestety nie przyjmuje moich argumentów odnośnie nie zatrzymywania się na czerwonym świetle. Trudno jak widać każdy ma mózg, ale nie każdy czytał do niego instrukcję obsługi.
Ruszamy i zaczyna się dziać, chyba ktoś z Lechem przesadził ;). Przejazd według strażników to przejazd maksymalnie niebezpieczny. Czerwone tnie peleton na 3 grupy, ponieważ był to lewoskręt, a więc parę sekund na opuszczenie skrzyżowania. W wyniku tego stoimy sobie grupą na ulicy, wymijani przez autobusy, tiry i inne pojazdy, które zwykle nie mają takiej możliwości.
Na szczęście ktoś przekazał strażnikom skróconą, słowną instrukcję obsługi mózgownicy i w końcu mogliśmy odbyć normalny ludzki przejazd, czego nie powiem o SM, która bez pardonu wjechała sobie na skrzyżowanie na CZERWONYM pozostawiając osoby blokujące w dość nieciekawej sytuacji.
Na szczęście metę udało się osiągnąć przy zerowej liczbie ofiar.

Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni przejazd w tym stylu. Jeśli masa ma tak wyglądać, to nie będę się dziwił obawą o własne zdrowie i życie ludzi starszych i dzieci oraz ich zdaniu, że masa krytyczna jest niebezpieczna i dlatego nie biorą w niej udziału.
Tutaj apeluję do zdrowego rozsądku "organizatorów" masy, nie rozpieprzcie w drobny mak tego co działa idealnie i co budowaliście kilkanaście miesięcy.
Pamiętajcie, lepsze jest wrogiem dobrego!

Na koniec jako bracia strach pilnujemy rowerów afterowiczom kupującym prowiant w Lidlu, którzy standardowo jadą na stadion XX-lecia. My niestety odpuszczamy, ponieważ standardowo jedziemy zakończyć dzień grillem i domówką, która kończy się o 3am w temperaturze powrotnej 6st C. Tadaaaaaa :).

- oficjalna galeria

wizyta teamu Saxo Bank na Masie ;)


dedykowany rower ejpoka ;)


bracik i nowi na gmk, Bogi z kumplem :P


ja i nowe na gmk, Karolina i Monika :P


tak wygląda przejazd a la straż miejska :///


a tak sie stoi na środku drogi i czeka na resztę :///