Wpisy archiwalne w kategorii

rowerowanie

Dystans całkowity:1805.50 km (w terenie 468.90 km; 25.97%)
Czas w ruchu:92:59
Średnia prędkość:19.42 km/h
Maksymalna prędkość:46.60 km/h
Suma podjazdów:2230 m
Liczba aktywności:44
Średnio na aktywność:41.03 km i 2h 06m
Więcej statystyk

Jezioro Świerklaniec i Kopiec Wyzwolenia

Czwartek, 7 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Kategoria rowerowanie
Pogoda nie potrafiła się ustalić, a prognozy nie były przyjazne. Jednak postanowiłem zaryzykować i osiągnąć wszystkie cele poprzedniej wycieczki. Po sprawdzeniu kilku mapek pogodowych i wyliczeniu 32-37% prawdopodobieństwa deszczu, ruszyłem z bracikiem na Jezioro Świerklaniec i Kopiec Wyzwolenia.

Na świerka jechało się kapitalnie cały czas z wiatrem, więc bez żadnych oznak zmęczenia moje stopy pierwszy raz stanęły na brzegu tego jeziorka ;). Nie wiem czemu jakoś wcześniej nigdy tam nie dotarłem. Chcieliśmy zrobić sobie rundkę dookoła, ale z uwagi na czerniejące niebo to kółeczko będzie musiało poczekać. Na celowniku pojawił się kopiec. Dojazd wprost wybitny, szeroka ścieżka rowerowa pod samą krecią górkę, za to lubimy Radzionków. Przez te wszystkie podjazdy i zjazdy czułem się jak w górach, super mieścinka. Jedynym problemem był wiatr. Na uphillach 2 razy praktycznie zatrzymało mnie w miejscu, a na zjazdach miałem prędkość jak na wjazdach :>.

Po ciężkiej walce udało się wspiąć na kopiec. Tam zafascynowany wiatrem mocniejszym niż nad morzem spędziłem mnóstwo czasu. Uwielbiam wiatr, a taki który "rozgoni, ciemne skłębione zasłony", to już całkiem ;). Ten właśnie taki był. Po paru minutach, wyszło słońce i pojawiło się czyste niebo :D. Świetne widoki, dzięki czemu powstały ładne panoramy. Nauczony poprzednimi ściankami jedzeniowymi w trakcie zabawy z wiatrem pochłonąłem drożdżówę i sznikersa.

Powrót to już ogromna męczarnia i walka o każdy kilometr, mięśnie kilka razy zapłonęły :). Udało się przejechać calą trasę suchym kołem ;p. Zlało mnie dopiero później, gdy byłem już na stopach :D.


świerkowe panoramy









parszywy ja ;p



kopcowe panoramy







dwa ostatnie podjazdy do kopca, na końcu tej prostej zatrzymało mnie ;)


kopiec, po 1,5 rocznej przerwie w widzeniu ;)


widoczek


czekam na wiatr co rozgoni... ;P


"złote włosy unosi wiatr" - cytując pewną fajową piosenkę ;D


na małysza


na pomnika


znów merida wpasowała się kolorystycznie ;)


narodowo... "...oprócz błękitnego nieba" ;]


ostatni rzut oka, tym razem na niebieskim tle


"Świat się zmienia na mój znak"

Red Rock Canyon 3

Poniedziałek, 4 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria rowerowanie
Pogoda bardzo zachęcająca, a więc załatwienie spraw na mieście przy pomocy roweru. Mocny wiatr pare razy dość znacząco hamował, głownie na zjazdach.

Po powrocie do domu, szybki plan na wykorzystanie reszty dnia.
Wyszło na to, że razem z brackiem odwiedzimy Red Rock'a po raz trzeci, Jezioro Świerklaniec po raz pierwszy i Kopiec wyzwolenia ja po raz drugi, a brachol pierwszy. Na reda bez naginania, chociaż i tak jakoś sprawnie dojechaliśmy, dobrze połykało się podjazdy tego dnia, zwłaszcza ten na Helenkę (po którym napełniliśmy bidony ;)). Red Rocka odwiedziliśmy po raz trzeci i jak się okazało, za każdym razem byliśmy tam w innej porze roku. Została tylko zima ;P, kiedy na rowerze nie jeżdżę, no chyba, że to zima nie zima i nie ma śniegu, wtedy jeżdżę :).

Red Rock wyglądał jak nazwa wskazuje ;), chociaż tym razem woda w głównym akwenie mocno zamulona, podobnie jak niebo. Na szczęście źródełko miało się dobrze i produkowało duże ilości czystej i lodowatej wody :). Dzięki temu mogliśmy zmyć z siebie wszędobylski kolor cegły :P. Po paru kamienistych podjazdach udało się wydostać z kanionu. Wtedy też ścianka jedzeniowa, która zaczęła do mnie pukać zmieniła plany dalszej wycieczki. Zmiana kierunku na dom. Wiadomo, zawsze wraca się szybciej, więc udało się zdążyć przed deszczem, który zapowiadały chmury nadciągające z zachodu. Rozpadało się, gdy szamałem już obiad :).

jedna skromna panorama


jak zwykle bracik i ciężarówa, ale się najadłem pyłu :P


wiosenny red


nawadnianie


brudna woda


kryształowa woda + 20 żabul w środku ;)


źródełko


na cwaniaka :p


ciężki kamor to był


standardowe red rockowe


twórczość bracika, super fota!


na koniec kolorystyczna meridzia

Czechowice once again

Środa, 30 marca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria rowerowanie
Za oknem lato, więc dzień musiał być wykorzystany. Z uwagi na brak pomysłów pomysł, aby pojechać sobie na cześki. Krótkie galoty i krótka koszulina. Przez pierwsze chwile myślałem, że za mało i chciałem zawracać ;p. Na szczęście tego nie zrobiłem. Gorąc gorąc gorąc, gdyby nie wiaterek powiedziałbym, że już za ciepło na rower ;).

Spokojna jazda z bracikiem i Czechowice osiągnięte bez napinki. Trafiliśmy na starszą kobitkę, która zrobiła sobie rozgrzewkę i wskoczyła do wody, pływała z 20 minut, później znów ćwiczenia, na rower i pewnie do domu :). LOL ;D.

Pierwszy raz odwiedziłem wysepkę WOPRu, korzystając z nieobecności ratowników. Ładne widoki z niej są, polecam. Gdy już nacieszyłem moje oczy i nozdrza, skierowałem się w stronę domu. Również spokojnie przez las Maciejowski, który jak tak dalej pójdzie zniknie za 2 lata. Wycinka jak w górach :(.

napotkana zwierzyna, to 4 sarny i 1 zając.

letnie Czechowice w marcu ;), wspomniana pani właśnie wchodzi do wody




meridka czuwa nad bezpieczeństwem


dwa łabądki


widok z woprowej wysepki na plażę


kolorystycznie meridka miała wstęp ;)


tyle razy wracałem tą trasą, ale dopiero teraz zmusiłem się do zatrzymania na pstryknięcie fotki ;p


znikający Maciejowski las :(


na koniec panoramka

do M1 i cięcie kierownicy

Poniedziałek, 14 marca 2011 · Komentarze(3)
Kategoria rowerowanie, serwis
Dziś już lepiej, chociaż dalej odczuwam przerwę od roweru ;P. Na szczęście udało się pojeździć delikatnie. Przed południem szybki skok do M1 z bracikiem i naxem. Nie czułem się na siłach na walkę z Bytomiem, dlatego chłopaki pojechali beze mnie. Wcześniej jednak ustaliliśmy, że po ich powrocie tniemy! :>.

Gdy powrócili udaliśmy się do piwnicy, aby przeprowadzić operację na meridce :P.
Kierownica została skrócona z 60cm do 56cm (mniej więcej =]). Teraz już wiemy co odpowiadać, gdy ktoś zada pytanie "ile osób jest potrzebnych do skrócenia kierownicy w rowerze" ;D... trzi :>. Ciąłem ja, ciął nax, michał trzymał, co by się operowana nie wyrywała. Na końcu przypiłowaliśmy końcówki pilnikiem i można było zakładać szpargały (na razie tylko rogi ;P). Przy okazji mostek zrobił upside down :>.

Krótka jazda testowa pod blok naxa uświadomiła mnie, że miałem Ją operować już rok temu. Nie wiem jak przetrwaliśmy razem cały 2010 :P. W końcu zaczęła się kulturalnie prowadzić, a nie... (i nasze ulubione 3 kropeczki :D)

PS kiedyś pewnie pozmieniam to wszystko w cholerę ;P, marzy mi się mostek, kiera, rogi, gripy, pancerze, szczęki, klamki, obejma i wiele wiele innych ;). Będą fundusze będę myślał, głównie biało ;).

zaparkowane


bracik kurier


cięcie gięcie, czyli PIŁA VIII ? ;P (sam już nie wiem, gdzie oni są z tą perełką kina)




jazda testowa, ładny panning wyszedł, a ja się nieładnie przygarbiłem jak tołdi jakiś ;D

DTŚ i Paniówki

Niedziela, 13 marca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria rowerowanie
Miało być delikatne rozjeżdżanie rowa, czyli powoli, spokojnie i przyjemnie, no i mało terenu :P. Jednak przed wyjściem na baja dałem info do naxa o swoich zamiarach, oczywiście został skutecznie zaczepiony ;). Oczekując aż ogarnie swoje grzeszne ciało po gorączkowej sobotniej nocy i poranku :) dokonałem z bracikiem objazdu zabrzańskiego odcinka de te eśki (DTŚ - Drogowa Trasa Średnicowa). Zajechaliśmy na Rudę Śląską i nazot do centrum Zabrza :P. Świetnie się jechało, podjazdy, zjazdy, szeroko, gładko w sam raz na planowane rozjeżdżanie się ;P. Jedynym minusem było szkło występujące na dtś w ilości większej niż na standardowej miejscówce do picia ;).

Później pojawił się nax, znów przejechaliśmy kawałek dts i skierowaliśmy się na hałdę na Paniówki, aby odnaleźć zostawione tam tydzień wcześniej naxowe bryle. Skończyły się przyjemności i bez przenośni dostałem po dupie ;P (aua). Okularki odnalezione w tempie błyskawicznym, odpoczynek na szczycie hałdy z widokiem na raj ;) (piosenka się przypomniała :P). No dobra może nie na raj, ale trawa paliła się fajnie, niestety przyjechali i zgasili :(.

Powrót już spokojniej, co nie uchroniło od ataku lekkich ścianek różnego rodzaju. Tu z pomocą przyszedł nax, który poratował sznikersami i colą ;) (dzięęęks, nie wróciłbym szybko do domu ;>). Na końcu zostałem prowokowany do przycięcia kiery, jednak postawiłem opór do dnia następnego, co miało okazać się później ;).

Zabrze swój odcinek ma gotowy, a Gliwice w czarnej dupie


chcij mnie elektrociepłownio, chcij! ;)


fajnie pojeździć w miejscu, gdzie kiedyś nie będzie można ;p


jestem legendą!


dtś kołowym punktem widzenia


nax prezentujący skutki powodzi


ktoś sobie wiosennie przypalił trawkę


kuźwa wyglądam jakbym to ja miał gorączkę sobotniej nocy, chociaż noc miałem bardzo grzeczną, widocznie musiało mi się udzielić od tego w kasku


sznikersy na bus stopie szalonych jedynek (autobus nr 111)


zabrzańska hałda za palantem, która nam się podoba! ;P

Open season 2011. Czechowice.

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria rowerowanie
W końcu musiał nadejść ten dzień, w którym już nie znajdę wymówki i będę musiał wsiąść na rower ;). W roku 2011 tym dniem okazał się 12 marca. Jest poprawa w stosunku do roku poprzedniego, gdy sezon zacząłem dopiero 17 kwietnia. Jednak w dużej mierze wiązało się to z malowaniem amorka :). Jakby nie liczyć przerwa od dwóch kółek trwała dobre 3,5 miesiąca i proporcjonalnie do czasu boli mnie teraz dupa ;P.

Na cel dzisiejszej wyprawy obrałem Czechowice. W wycieczce towarzyszył bracik, który miał taką sama przerwę ;), więc nie było problemu z dostrojeniem tempa ;P. Przebijając się przez błotny las maciejowski, a później przez asfaltowe uphille osiągnąłem cel. Odpoczynek, rozkoszowanie się ciszą i powrót do domu.

Pod koniec było najgorzej, lekka ścianka zmęczeniowa, lekka ścianka jedzeniowa, a do tego niesamowity ból (ciężko stwierdzić) powiedzmy dolnych części miednicy ;). Dodatkowo ręce mega dostały na terenach, kości nasady dłoni obite totalnie. Jeśli mam zamiar bez takich rewelacji jeździć w tym sezonie dłuższe dystanse (dłuższe czyt. więcej niż 60km) , to bez pieluchy, wymiany siodełka na dziurawe, zakupu rękawiczek, skrócenia kierownicy się nie obejdzie. Myślę, że również mostek powinien ulec zmianie na krótki (90-100cm) i z mniejszym kątem (6 stopni).

Witam w 2011 ;).

meridka również wita ;)




gleba michała. widok spadającego bracika i unoszących się liści bezcenny :), śmiechem spłoszyłem całą zwierzynę leśna ;P


staw w drodze na cześki


czechowice


mroczny lód


siarkowy lód


dumnie razem :)


dumnie samemu ;p


panoramki


Błotne maseczki i Czechowice

Piątek, 19 listopada 2010 · Komentarze(3)
Kategoria rowerowanie
W piątkowy poranek zbudziło mnie słońce. Było to dziwnie i nienaturalne, ponieważ dzień wcześniej świętowaliśmy wielki dzień tj. 15 listopada 2010. Celebracja nie odbyła się w plenerze, lecz w knajpie. Dlatego też powinienem zostać zbudzony bolącym baniakiem od papierosowego dymu. Na szczęście i mam nadzieję na zawsze ten stan nie powróci już. Czekałem na to od wielu lat i uważam tą decyzję za najsłuszniejszą w całej historii nowożytnej Polski :D.

Po śniadaniu i napisaniu kilku postów brat Michał zaproponował jazdę na Czechowice. Oczywiście zgodziłem się, była to dobra okazja do podjęcia próby pozbycia się red rockowego lakieru, który został nałożony w ilości znacznej ;P.
Szybka mobilizacja, info do naxa i już byliśmy w drodze. Przy kąpielisku leśnym zatrzymał mnie telefon naxa, który kończył serwis zielonych nóżek i chciał z nami :)... poczekaliśmy 30 minut!!!!! (zajśśśśśśś). Na szczęście czas umilały nam wodno-błotne leśne trasy. Po spotkaniu przy Macieju i napełnieniu bidonów ruszyliśmy kolejny raz w darmowe SPA :>. Jest frajda w takiej jeździe zwłaszcza, gdy nie posiada się błotników. Na miejsce dzięki zmianom dotarliśmy prędko i żwawo. Nax czasami uciekał, ale wkurzał się na swoją niewygodną pozycję na 16" ramie, wiec musieliśmy go zrozumieć :P. Na Czechowicach wciąż jesiennie, ale już nie złoto, lecz szaro, buro i ponuro. Kolory lakieru także uległy zmianie. Pomarańczowy Red Rock został pokryty pospolitym, leśnym błotem w barwach czarno-brązowych. Po napojeniu się i pstryknięciu kilku fotencji ruszyliśmy nazot. Powrót zmodyfikowaną trasą, ale kolejnego SPA sobie nie odmówiliśmy :P. Pierwszy raz jechałem w żółtych szkłach. Kurcze aleeee różnica, ładnie podbijały kontrast i sprawiały, że jakoś dziko się czułem ]:->. Na koniec zaczęła mnie łapać ścianka jedzeniowa, co na ostatnich dwóch podjazdach wprawiło mnie w nieciekawy stan. Dobrze, że do domu było już blisko :).

Sprowokowało mnie to do zrobienia potężnego obiadu, do którego użyłem 3/4 zawartości lodówki. Później mogłem umrzeć z herbatą w reku ;).

złote tarasy, ino że w Zabrzu ;)


anikowy licznik żyjący własnym życiem :), (należy zwrócić uwagę na to, że rower leży :P)


merida lubi to :)


posiedzenie


panorama


szaro, buro i ponuro 1


szaro, buro i ponuro 2


zbiorowo-kolorowo jak na paradzie równości ;)


patrząc na Świat przez nieróżowe okulary :P

Red Rock Canyon 2

Niedziela, 14 listopada 2010 · Komentarze(10)
Kategoria rowerowanie
W sobotnią noc na forum GMK zrodziła się idea, aby w niedzielny poranek wybrać się na Red Rock. Chętnych mało, bo tylko ja i bracik, inni mieli zamiar jechać do WPKiW. Na szczęście czytam wpisy ludzi z Katowic oraz Chorzowa i wiem czego można się tam spodziewać w weekend, a tym bardziej gdy pogoda jest przyjazna dla człowieka :P. Jednym zdaniem udało się nawrócić grzeszników na słuszną drogę. Co nie zmieniło naszego składu aż do porannego wyjazdu.

Godzina 10:00 pod Multikinem nikt się nie stawił, a więc czas ruszyć na północ. Po dotarciu na kopernickie rondo odzywa się telefon. Dzwoni kubush, który potwierdza swoją chęć dołączenia do Brygady RR (pamiętacie tą baje? ;P). Czekamy 10 minut i nasza ekipka zostaje wzmocniona przez Kubę, Darka i Olka. W ostatecznym pięcioosobowym składzie kierujemy swoje opony na Reda. Pogoda cudna, ulice puste, tempo dobre, chociaż z bracikiem często robimy przypadkowe ucieczki od peletonu, zwłaszcza na podjazdach wykorzystując powszechnie znaną i lubianą jazdę na kole ;>. Na Stolarzowicach podejmuję złą decyzję i skręcamy troszkę nie tak jak trzeba było ;P. Wynikiem tego jest lekkie zboczenie z obranego kursu i jazda wzdłuż torów wąskotorówki. Gdy na horyzoncie pojawia się jedyna w tej okolicy góra, wiemy że jest dobrze :P, to DSD. Tam postój i chwilę później oglądamy Wielką Dziurę z góry, stojąc sobie na tarasie widokowym. Krótka sesja i kierunek do wnętrza tego dołu. Zanim dotarliśmy na dół zdążyliśmy kilka razy nałapać odpowiednią ilość pomarańczowego błotka, umyć się w kałużach i nałapać ponownie ;>. Wygrzani słońcem i schłodzeni źródełkiem zdecydowaliśmy się na powrót, który przebiegł bezproblemowo. Nasza grupa Oranje rozdzieliła się w Zabrzu.

Minęło 9 tygodni od mojej wizyty w Wielkim Dole, a ślady błotka na rowerze dalej były widoczne ;). Dziś warstwa tego specyfiku została odnowiona ;>. Trzeba tam kiedyś wrócić jakąś większą ekipą. Posiedzieć, zrobić jakiś ogień, zrobić jakieś kiełby ;P, wody do gaszenia jest w trzy i trochę ;].

Kto dziś nie ruszył się z domu i nie wykorzystał dnia z krótką koszulką i krótkimi spodniami w tytule popełnił grzech i powinien sobie wyznaczyć karę! Jeśli nie umie sam, może poprosić znajomych tudzież swojego proboszcza :>.

PS ehhhh, że ten Vettel musiał to wygrać :/. Chociaż przyznać trzeba, że Alonso i Ferrari za dziś nie należało się NIC! Brawo Kubika ;>.

spotkanie pod krzyżem, o dziwo nikt nas nie gonił :P


zła droga, ale widoki dobre ;)


wskaźnikiem zrobionym na prędce moje pokazywanie gdzie jesteśmy i gdzie chcemy lub powinniśmy być ;P


wiedziałem, że to będzie mega fotka, kubush też wyczaił ten kadr ;P


panoramka, troche mniej zieleni niż 2 miesiące temu, poza tym bez zmian :)


Kuba i ja na tle kamieniołomu


Brygada RR aka Oranje TEAM


lubię pod słońce


red rocka wziąłem ze sobą do domu na czym się dało ;]


nowa definicja koloru białego, trzeba będzie pozmieniać w paru miejscach :]

Groby, stawy, lasy, hałdy

Niedziela, 31 października 2010 · Komentarze(4)
Kategoria rowerowanie
Pamiętając co zwykła mawiać pewna Sarna ( "bądź mądry" ) wziąłem się i byłem mądry. Dodatkowo pomnożyłem tą mądrość razy 2 biorąc ze sobą brata ;). Tak samo jak rok wcześniej postanowiliśmy odwiedzić groby dzień wcześniej, aby uniknąć niepotrzebnego nikomu efektu świątecznego marketu. Dodatkowo poczyniliśmy dalsze zmiany jakimi było wykorzystanie do tego celu rowerów. Plan siedział w głowie już od jakiegoś czasu. Niepewna była tylko pogoda (czytaj: ludzie i ich "-30st. C. od przyszłego tygodnia"). Jak mnie śmieszą takie osoby/prognozy/programy, które rozsiewają bullshit na lewo i prawo. W sumie to tylko pomyłka o 50st co tam, a wszyscy już na zimówkach :) buahaha, zdzierajcie, zdzierajcie.

Cmentarze w kolejności Centrum, Biskupice i Rokitnica osiągnięte bardzo sprawnie i bez wielkiego napinania się. Drogi puste, pogoda idealna na rower i robienie sportu - taka powinna być wiosna/lato/jesień/zima :) , ponieważ się chce, ponieważ się da. Człowiek się nie męczy, ma większy power i wszystko przychodzi łatwiej i z większym zadowoleniem (uwielbiam max 20 :>). Na trasie odwiedzamy jeszcze staw nietoperzowy, który wyglądał najładniej w tym roku, przypominając morskie głębiny.

Po powrocie do domu zasiadam sobie do kompa, aby zrobić wpis na bs. W tym czasie bracik robi sobie trip na Czechowice, a nax postanawia mnie zaczepić :P. Skutkiem tego działania wbrew ogólnie przyjętym zasadom jest szybka szama i spotkanie na Centrum. Tam okazuje się, że nax owszem nie może chodzić, ale jazda wychodzi mu całkiem sprawnie :). Jeżdżąc bez celu pojawiamy się w maciejowskim lesie, gdzie spotykamy bracika wracającego z Czechowic. Od tamtej pory kontynuujemy jazdę bez celu w trójkę ;). Las wygląda przecholernie cudnie. Żółty, pomarańczowy, czerwony bardzo miło robią dla oka, to zdecydowanie najlepsza pora roku, oby trwała jak najdłużej! Z Maciejowa przez strefę Wyzwolenia przenosimy się do Parku Leśnego, aby udać się na rekonesans hałdy. Zanim docieramy na miejsce, PKP funduje nam nowe podejście z rowerami na barkach ehh. Po objechaniu wszystkich punktów kontrolnych postanawiamy udać się do domu.

Przy zachodzie słońca widzimy dwa łabądki i zgraję kaczuch, co prawdopodobnie rozczula naxa, który zaprasza nas na lody :). Bardzo przydatny był to ruch, ponieważ Michał zaczynał już łapać ścianę (zrobił ponad 80km), a do domu jeszcze trochę było. Konsumpcji dokonujemy przy ostatnich promieniach wpatrując się w nowe rondo. Energia się pojawia i ruszamy do domu. Każdy ma swój plan na koniec dnia. Ktoś się ogniskuje, ktoś spaceruje z termosem herbaty po Zabrzu. Ale co się dziwić nocka przy 10st. C. nie pozwalała siedzieć w domu :).

niech se Jadzia wsadzi ;)


nietoperzowy z czystą morską wodą i fajowskimi "ripple markami" od wiatru ;)






tak niebieskiej wody tu jeszcze nie widziałem


oczko zasypane przez liście


postój na rzucanie purchawkami i ich późniejsze kopanie ;)


uphill sponsorowany przez pkp


oświeceni


malarsko jakoś


rdzenny to las ;)


łabądki dwa


pełny mleka z kremową śmietanką ;), no i która nie kupi, która!? ;p

Jesienne Czechowice

Niedziela, 17 października 2010 · Komentarze(5)
Kategoria rowerowanie
Dokładnie tak samo jak tydzień wcześniej wybrałem się po niedzielnym obiedzie na rowerek, co by troszku rozruszać swoje ciało. Skład nie był już taki sam, ponieważ do spalania kalorii dołączył się bracik, który był w sumie prowokująco-zaczepiającym bratem ;p.

Do Czechowic droga dość uciążliwa. Nie było zimno, ale wiatr na trasie skutecznie wkurzał i hamował. Nawet tunelik się nie spisywał, bo wiało pod dużym kątem, a w dwójkę nie dało się odpowiedniego "wachlarza" wykonać ;). Na Cześki w końcu zawitała jesień, w tym miejscu przypomnę, że miesiąc wcześniej było tam jeszcze lato ;). Dość sporo osób jak na taką temperaturę i brak słońca. Jednak wcześniej musiało być ich więcej, na co dowodem była ekipka z panem Rysiem w roli głównej, która mocno porobiona imprezowała przy ogródkowo-knajpianym stoliku oraz kartka obwieszczająca "zakończenie sezonu" :).

Po 20 minutach ruszyliśmy do domu. Jechało się o wiele lepiej, a to dlatego, że przestało totalnie wiać, nie hamowało, a ja odczuwałem komfort termiczny. Nie było mi ani za ciepło, ani za zimno, aż chciało się zostać i jeszcze pokręcić.

czeska złota jesień 1


czeska złota jesień 2


2 boćki spóźnione do Afryki, "trying to make theirs way home"


bardzo Milo z Meridą ;)


jesienny tunel


było wręczenie nagród MTB i była pogoń za lisem