Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:277.50 km (w terenie 63.00 km; 22.70%)
Czas w ruchu:13:30
Średnia prędkość:20.56 km/h
Maksymalna prędkość:39.50 km/h
Suma podjazdów:210 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:55.50 km i 2h 42m
Więcej statystyk

1000

Wtorek, 29 czerwca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria rowerowanie
Poranek. Oprócz śniadania pojawiły się również smaczki na teren. Przy kuchennym stole w trakcie montażu pokarmu udało się wymyślić wykwintną trasę o niespotykanych dotąd właściwościach. Szyb Maciej i maciejowski las ;).

Wszystkie części wycieczki były realizowane w skrajnie aspołecznych warunkach pogodowych. Rezygnacja z kasku i plecaka oraz ubranie koszulek bez rękawków (w moim przypadku wystąpił tuning ;p) nie wiele pomogły. No może tylko uchroniły przed nadmiernym spoceniem się. Wyjątkiem były osoby posiadające klimatyzację lub leżące gdzieś nad wodą (ale tylko te w cieniu ;P), one raczej nie mogły narzekać.

Zjeździliśmy z bracikiem wszystkie ścieżki w lesie, który dawał cień i niższą temperaturę powietrza. W promocji tego dnia była nieograniczona ilość zapachów nastrajających fale mózgowe na miłe i dobre częstotliwości. Audycję przerwał jednak czas, trzeba było wracać do domu, bo zbliżała się godzina 16:00, a więc mecz Paragwaj - Japonia (Jak okazało się później najnudniejszy mecz ever! Niektórzy twierdzą nawet, że zasypia się przy nim lepiej niż przy Władcy Pierścieni :))) ). Jadąc do domu miałem w głowie pewne liczby. Liczby które nie zostały jeszcze wpisane tutaj na BS, ale mimo to dające informacje za pomocą sygnałów świetlnych i dźwiękowych o zbliżającym się tysiączku ;].

Bracik bogaty w tą wiedzę, po meczu (który zakończył się karnymi - tylko one nie były nudne! :P) wyciągnął mnie na tripa, aby dobić do tego 1000. Pojechaliśmy na Helenkę, na działkę drugiego bądź trzeciego bracika (zależy kto i jak liczy :P). 1000 stuknął na drodze rowerowej między Mikulczycami, a Rokitnicą. Później głównie dzięki Michałowi, któremu się chciało połknęliśmy słynny helenkowski podjazd z prędkością 28km/h, za co w nagrodę otrzymaliśmy nieograniczony dostęp do porzeczek i możliwość pokopania piłki z bratankiem i bratanicą :). Po zrealizowaniu się jako piłkarz i smakosz nastąpił sprinterski powrót do domu, na kolejny szlagier tego Mundialu mecz Hiszpania - Portugalia.

lustereczko powiedz przecie... ;)


nowe "oczko" w lesie


duża zabawka małego chłopca buduje A1


działkowanie


nagroda za 1000km :> , skręciło i zrobiło dużo śliny :P


jak telefonem, to tylko artisticznie ;]


zachód na koniec dnia

Eksploracja hałdy

Wtorek, 22 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Kategoria rowerowanie
Dzień, w którym swoje święto miał mój bratanek, jednak nie powstrzymało to od szybkiego wyskoczenia na kółka. Celem były tereny, aby troszkę zamieszać w tych wszędobylskich asfaltach. Z uwagi na małe ilości czasu i brak zaopatrzenia energetycznego w kieszeniach jak i w żołądku padło, na hałdę między Zabrzem i Sośnicą.

Na różnego typu podjazdach zdałem sobie sprawę, że jednak opona ma znaczenie ;).
Wiele zatrzymań w miejscu, jadąc pod górkę. Kręcę , dociążam tył i nic, rower stoi w miejscu i kopie :P. Kto wie, może mam taki moment w nogach? :>. Tak serio, to zapewne wina po pierwsze opony firmy CST i po drugie wyłysienia jej powierzchni. Dopóki nie zacznę łapać kapciów troszkę ją jeszcze pomęczę, ale nie ma mowy o wybieraniu się w jakiś poważniejszy teren.

Na hałdzie doszło do zatracenia się naxa, który nie zawahał się użyć swojego fulla i zjeżdżając z prędkością dużo większą niż dopuszczalna w tym miejscu po prostu zniknął ;). Odnaleźliśmy się w miejscu, gdzie parę tygodni wcześniej się ogniskowaliśmy. Dobrze mieć takie punkty orientacyjne. W dalszej części było nam dane zobaczyć usypywanie hałdy przez ciapąg w ciekawych kolorach oraz odnalezienie skarbów Ziemi Śląskiej.

Po godzince w terenie rozjechaliśmy się do domów. Udało się zdążyć na urodziny bratanka, które odbyły się pod tagami: whisky, lasagne i nikon d50 :), aaa i McLAren F1 (bracik składał bolida z 260 częsci - złożył :P)

eksploracja mode: ON


podjazd przy którym się zakopałem ;)


kazano się nie ruszać, żebym też miał jakieś zdjęcie, posłuchałem i mam ;)


złote złoto


czarne złoto


rasta train :)

Pławniowice i Dzierżno

Niedziela, 13 czerwca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria rowerowanie
Po fali afrykańskich upałów, gdy z nieba żar lał się wiadrami nastał europejski spokój przyjazny wszystkim tym, którzy ruszają się więcej niż typowy, gnijący w swoim domu Polak. Dzięki ICM wiedziałem o tym już dzień wcześniej co w spokoju pozwoliło obmyśleć plan na niedzielę. Pewne było to, że sport będzie trzeba robić z rana, ponieważ Mundial już trwa (3 mecze dziennie) i jechał nasz Robert ;).

Rano zmieniło się w południe, takie równe południe, bo punkt 12 wyjechaliśmy z bratem z domu. Przystanek u Maćka na przysłowiowy bidon zawsze zimnej wodki ;P i kierunek wieś Niewiesze. W trakcie przejazdu przez Maciejów miało miejsce bliskie spotkanie trzeciego stopnia z boćkiem, który przeleciał jakieś 2m nad naszymi głowami. Później trasa nieco inna niż podczas "Śląskich kurortów", bo przez Toszecką na Pyskowice i potem już na zachód. Z uwagi na temperaturę znośną dla białego człowieka i obecność bracika, jechało się wspaniale. Nie zdążyliśmy poczuć zmęczenia, a już byliśmy na miejscu. Na pławkach nic się nie zmieniło, bary w których się przesiadywało i miejsca nad wodą, gdzie bajerowało się dziewczyny dalej tam są i mają się bardzo dobrze ;). Szkoda tylko, że nie ma już tej wielkiej ekipki zgranych ludzi, która rok w rok zwykła się tam spotykać. Tak siedząc i wspominając pochłanialiśmy zawartość mojego plecaka. Po posiłku postanowiliśmy objechać Pławniowice i poznać tą romanticzną ścieżkę, którą jurni młodzieńcy przechadzali się z nowopoznanymi niewiastami. Było zmysłowo, zwłaszcza w błotku którego tam wiele, jednak merida nie narzekała ;). Natknęliśmy się na kanał, którym cały popowodziowy syf z dość znacznym przepływem pakował się prosto do zbiornika wodnego. To uświadczyło mnie tylko w tym co stwierdziłem, po ostatnich weekendowych wycieczkach - w takich miejscach pływać nie będę. Ha miejscach, w tablicy Mendelejewa!!!

Po okrążeniu udaliśmy się na Dzierżno, gdzie chwilowo władzę sprawowała panna Karolina ;). Nie ukrywam, że było jeszcze kilka powodów wizyty. Bliskość, ciekawość i pragnienie :P. Gdy wszystkie składowe zostały zaspokojone, a komarzyce napojone ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Żeby było bardziej nieciekawie, wracaliśmy dokładnie tą samą trasą. Dokładnie tak samo, ściany i inne niepotrzebne rzeczy były nam obce. Jechało się wręcz poetycko. Przy Czechowicach spotkaliśmy gliwickiego masowicza, fotografa Rycha, którego wspomogliśmy resztkami maćkowej wody. Gdyby nie to, że Kubica jechał spokojnie stuknęłaby nam setka. Niestety sport dla faceta, to rzecz świętsza od wszystkich bogów, dlatego musieliśmy spasować na 75km. Trochę szkoda, bo sił i chęci było nawet więcej niż na 25km.

Niedzielę zakończyłem iście sportowo, GP Kanady i mecz Niemców z Australią. Dobrze, że ten dzień nie był taki jak poprzedni (3 mecze, kwalifikacje F1, wyścig kolarski Critérium du Dauphiné, wyścig Le Mans i mecz polskich siatkarzy ;) ). Była za to pani burza, która porobiła trochę zdjęć i w okolicach 4 położyła mnie spać ;P.

panorama pławniowicka


pałaszując bułczana ;)


bułczan, wiek: 1 dzień, najlepiej spożyć przed: wczoraj ;)


antyścianowce jak widać bardzo ożywiające


w polnych kwiatkach


polne kwiatki ;)


polny kwiatek wraz z przyjazną pszczołą


wpuszczając się w maki


maki


że Pławniowice


bracik w pozycji "na mitcha" - jest ready


łódki


weselno-poprawinowa panna Karolina ;)

short trips (czerwiec 2010) #1

Wtorek, 1 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria short trips
5. do Gliwic na wydział 18.7km (04.06.2010)
6. po Zabrzu i na sk8 7.6km (08.06.2010) , opis naxa
7. po Zabrzu 11.5km (10.06.2010)
8. do Gliwic na sikornickie ognisko 30.7km (11.06.2010)
9. na Maciejów 7.3km (12.06.2010)