Pławniowice i Dzierżno

Niedziela, 13 czerwca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria rowerowanie
Po fali afrykańskich upałów, gdy z nieba żar lał się wiadrami nastał europejski spokój przyjazny wszystkim tym, którzy ruszają się więcej niż typowy, gnijący w swoim domu Polak. Dzięki ICM wiedziałem o tym już dzień wcześniej co w spokoju pozwoliło obmyśleć plan na niedzielę. Pewne było to, że sport będzie trzeba robić z rana, ponieważ Mundial już trwa (3 mecze dziennie) i jechał nasz Robert ;).

Rano zmieniło się w południe, takie równe południe, bo punkt 12 wyjechaliśmy z bratem z domu. Przystanek u Maćka na przysłowiowy bidon zawsze zimnej wodki ;P i kierunek wieś Niewiesze. W trakcie przejazdu przez Maciejów miało miejsce bliskie spotkanie trzeciego stopnia z boćkiem, który przeleciał jakieś 2m nad naszymi głowami. Później trasa nieco inna niż podczas "Śląskich kurortów", bo przez Toszecką na Pyskowice i potem już na zachód. Z uwagi na temperaturę znośną dla białego człowieka i obecność bracika, jechało się wspaniale. Nie zdążyliśmy poczuć zmęczenia, a już byliśmy na miejscu. Na pławkach nic się nie zmieniło, bary w których się przesiadywało i miejsca nad wodą, gdzie bajerowało się dziewczyny dalej tam są i mają się bardzo dobrze ;). Szkoda tylko, że nie ma już tej wielkiej ekipki zgranych ludzi, która rok w rok zwykła się tam spotykać. Tak siedząc i wspominając pochłanialiśmy zawartość mojego plecaka. Po posiłku postanowiliśmy objechać Pławniowice i poznać tą romanticzną ścieżkę, którą jurni młodzieńcy przechadzali się z nowopoznanymi niewiastami. Było zmysłowo, zwłaszcza w błotku którego tam wiele, jednak merida nie narzekała ;). Natknęliśmy się na kanał, którym cały popowodziowy syf z dość znacznym przepływem pakował się prosto do zbiornika wodnego. To uświadczyło mnie tylko w tym co stwierdziłem, po ostatnich weekendowych wycieczkach - w takich miejscach pływać nie będę. Ha miejscach, w tablicy Mendelejewa!!!

Po okrążeniu udaliśmy się na Dzierżno, gdzie chwilowo władzę sprawowała panna Karolina ;). Nie ukrywam, że było jeszcze kilka powodów wizyty. Bliskość, ciekawość i pragnienie :P. Gdy wszystkie składowe zostały zaspokojone, a komarzyce napojone ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Żeby było bardziej nieciekawie, wracaliśmy dokładnie tą samą trasą. Dokładnie tak samo, ściany i inne niepotrzebne rzeczy były nam obce. Jechało się wręcz poetycko. Przy Czechowicach spotkaliśmy gliwickiego masowicza, fotografa Rycha, którego wspomogliśmy resztkami maćkowej wody. Gdyby nie to, że Kubica jechał spokojnie stuknęłaby nam setka. Niestety sport dla faceta, to rzecz świętsza od wszystkich bogów, dlatego musieliśmy spasować na 75km. Trochę szkoda, bo sił i chęci było nawet więcej niż na 25km.

Niedzielę zakończyłem iście sportowo, GP Kanady i mecz Niemców z Australią. Dobrze, że ten dzień nie był taki jak poprzedni (3 mecze, kwalifikacje F1, wyścig kolarski Critérium du Dauphiné, wyścig Le Mans i mecz polskich siatkarzy ;) ). Była za to pani burza, która porobiła trochę zdjęć i w okolicach 4 położyła mnie spać ;P.

panorama pławniowicka


pałaszując bułczana ;)


bułczan, wiek: 1 dzień, najlepiej spożyć przed: wczoraj ;)


antyścianowce jak widać bardzo ożywiające


w polnych kwiatkach


polne kwiatki ;)


polny kwiatek wraz z przyjazną pszczołą


wpuszczając się w maki


maki


że Pławniowice


bracik w pozycji "na mitcha" - jest ready


łódki


weselno-poprawinowa panna Karolina ;)

Komentarze (1)

"jurni młodzieńcy przechadzali się z nowopoznanymi niewiastami" eś kurna dowalil :D
taaa.. to byl dzien na kilometry, tylko gdyby sie o tym wiedzialo wczesniej, to by sie inaczej dzien zaplanowalo :D

nax 20:52 poniedziałek, 14 czerwca 2010
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa jasie

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]