Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2010

Dystans całkowity:222.20 km (w terenie 81.00 km; 36.45%)
Czas w ruchu:12:29
Średnia prędkość:17.80 km/h
Maksymalna prędkość:42.80 km/h
Suma podjazdów:180 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:31.74 km i 1h 47m
Więcej statystyk

Groby, stawy, lasy, hałdy

Niedziela, 31 października 2010 · Komentarze(4)
Kategoria rowerowanie
Pamiętając co zwykła mawiać pewna Sarna ( "bądź mądry" ) wziąłem się i byłem mądry. Dodatkowo pomnożyłem tą mądrość razy 2 biorąc ze sobą brata ;). Tak samo jak rok wcześniej postanowiliśmy odwiedzić groby dzień wcześniej, aby uniknąć niepotrzebnego nikomu efektu świątecznego marketu. Dodatkowo poczyniliśmy dalsze zmiany jakimi było wykorzystanie do tego celu rowerów. Plan siedział w głowie już od jakiegoś czasu. Niepewna była tylko pogoda (czytaj: ludzie i ich "-30st. C. od przyszłego tygodnia"). Jak mnie śmieszą takie osoby/prognozy/programy, które rozsiewają bullshit na lewo i prawo. W sumie to tylko pomyłka o 50st co tam, a wszyscy już na zimówkach :) buahaha, zdzierajcie, zdzierajcie.

Cmentarze w kolejności Centrum, Biskupice i Rokitnica osiągnięte bardzo sprawnie i bez wielkiego napinania się. Drogi puste, pogoda idealna na rower i robienie sportu - taka powinna być wiosna/lato/jesień/zima :) , ponieważ się chce, ponieważ się da. Człowiek się nie męczy, ma większy power i wszystko przychodzi łatwiej i z większym zadowoleniem (uwielbiam max 20 :>). Na trasie odwiedzamy jeszcze staw nietoperzowy, który wyglądał najładniej w tym roku, przypominając morskie głębiny.

Po powrocie do domu zasiadam sobie do kompa, aby zrobić wpis na bs. W tym czasie bracik robi sobie trip na Czechowice, a nax postanawia mnie zaczepić :P. Skutkiem tego działania wbrew ogólnie przyjętym zasadom jest szybka szama i spotkanie na Centrum. Tam okazuje się, że nax owszem nie może chodzić, ale jazda wychodzi mu całkiem sprawnie :). Jeżdżąc bez celu pojawiamy się w maciejowskim lesie, gdzie spotykamy bracika wracającego z Czechowic. Od tamtej pory kontynuujemy jazdę bez celu w trójkę ;). Las wygląda przecholernie cudnie. Żółty, pomarańczowy, czerwony bardzo miło robią dla oka, to zdecydowanie najlepsza pora roku, oby trwała jak najdłużej! Z Maciejowa przez strefę Wyzwolenia przenosimy się do Parku Leśnego, aby udać się na rekonesans hałdy. Zanim docieramy na miejsce, PKP funduje nam nowe podejście z rowerami na barkach ehh. Po objechaniu wszystkich punktów kontrolnych postanawiamy udać się do domu.

Przy zachodzie słońca widzimy dwa łabądki i zgraję kaczuch, co prawdopodobnie rozczula naxa, który zaprasza nas na lody :). Bardzo przydatny był to ruch, ponieważ Michał zaczynał już łapać ścianę (zrobił ponad 80km), a do domu jeszcze trochę było. Konsumpcji dokonujemy przy ostatnich promieniach wpatrując się w nowe rondo. Energia się pojawia i ruszamy do domu. Każdy ma swój plan na koniec dnia. Ktoś się ogniskuje, ktoś spaceruje z termosem herbaty po Zabrzu. Ale co się dziwić nocka przy 10st. C. nie pozwalała siedzieć w domu :).

niech se Jadzia wsadzi ;)


nietoperzowy z czystą morską wodą i fajowskimi "ripple markami" od wiatru ;)






tak niebieskiej wody tu jeszcze nie widziałem


oczko zasypane przez liście


postój na rzucanie purchawkami i ich późniejsze kopanie ;)


uphill sponsorowany przez pkp


oświeceni


malarsko jakoś


rdzenny to las ;)


łabądki dwa


pełny mleka z kremową śmietanką ;), no i która nie kupi, która!? ;p

Do praktikera

Piątek, 29 października 2010 · Komentarze(4)
Kategoria short trips
Do praktikera.
Pomimo 5st. C. mega ciepło, zapowiada się super dzień, nie mówiąc już o jutrze ;P.

Jesienne Czechowice

Niedziela, 17 października 2010 · Komentarze(5)
Kategoria rowerowanie
Dokładnie tak samo jak tydzień wcześniej wybrałem się po niedzielnym obiedzie na rowerek, co by troszku rozruszać swoje ciało. Skład nie był już taki sam, ponieważ do spalania kalorii dołączył się bracik, który był w sumie prowokująco-zaczepiającym bratem ;p.

Do Czechowic droga dość uciążliwa. Nie było zimno, ale wiatr na trasie skutecznie wkurzał i hamował. Nawet tunelik się nie spisywał, bo wiało pod dużym kątem, a w dwójkę nie dało się odpowiedniego "wachlarza" wykonać ;). Na Cześki w końcu zawitała jesień, w tym miejscu przypomnę, że miesiąc wcześniej było tam jeszcze lato ;). Dość sporo osób jak na taką temperaturę i brak słońca. Jednak wcześniej musiało być ich więcej, na co dowodem była ekipka z panem Rysiem w roli głównej, która mocno porobiona imprezowała przy ogródkowo-knajpianym stoliku oraz kartka obwieszczająca "zakończenie sezonu" :).

Po 20 minutach ruszyliśmy do domu. Jechało się o wiele lepiej, a to dlatego, że przestało totalnie wiać, nie hamowało, a ja odczuwałem komfort termiczny. Nie było mi ani za ciepło, ani za zimno, aż chciało się zostać i jeszcze pokręcić.

czeska złota jesień 1


czeska złota jesień 2


2 boćki spóźnione do Afryki, "trying to make theirs way home"


bardzo Milo z Meridą ;)


jesienny tunel


było wręczenie nagród MTB i była pogoń za lisem

10.10.10 czyli niedzielne, poobiednie rowerowanie

Niedziela, 10 października 2010 · Komentarze(3)
Kategoria rowerowanie
Dzień zaczął się najgorzej. Zarwałem kilka nocek, żeby zobaczyć jak Kubicy na drugim okrążeniu odpada koło. Żabojady do Afryki!!! Żeby nie umieć przykręcić śrubki - żenua.

Po niedzielnym obiadku rodzinnym postanowiłem trochę pokręcić. Pojechałem sobie na Maciejów do lasu, później pod radiostację, dalej do lasu za Bravo i wróciłem do domu. Miał być wpis w short tripach, ale przez 2 fajne zdjęcia, które udało się pstryknąć i pewnego osobnika w czerwonym Fordzie Focusie, który popiera akcję KIEROWCO CHROŃ JEŻA do tego stopnia, że hamował razem ze mną awaryjnie, postanowiłem zrobił regularny wpis ;). Tuptuś spokojnie przedreptał sobie na drugą stronę ulicy :>.

Po powrocie nażarłem się sernika :P, a teraz idę sprawdzić czy zabrzańską biedronkę odwiedziły promocyjne włochate rogi :).

postój z widokiem


so i listen to the radio...

Zabrzańska Masa Krytyczna (październik)

Piątek, 8 października 2010 · Komentarze(5)
Kategoria masy
08.10.2010 - od paru dni wiedziałem, że będzie to jeden z najbardziej wypełnionych piatków tego roku. Rozpoczął się sprawą w sądzie na szczęście obecność na niej była nieobowiązkowa, dlatego też leżałem sobie pod kołdrą. Później miał miejsce pogrzeb dyrektora z mojego liceum.

Gdy wróciłem do domu telefonem zaczepił mnie nax, który wygodnie siedział sobie na ławce pod moim blokiem. Pojechaliśmy na hałdę przyszykować opał i miejsce na ognisko dla afterowiczów z masy. Pogoda bardziej niż cudowna - dlaczego tak nie może być cały rok? Chyba trzeba pomyśleć nad zmianą szerokości geograficznej ;). W przygotowaniach pomagał oczywiście bracik oraz Rychu, który kiedyś prosił co by dawać znać, gdy będziemy się wybierać, zwłaszcza w jego okolice ;P. Drewna tyle, że mamy wielkie nadzieje na przyszłość. Aż nie chciało się wracać do domu na jedzenie i szykowanie na masę tylko od razu rozpalać i robić obiad.

W domu jakieś małe am w postaci musli tropikalnych z biedronki ;> i przygotowania do wyjazdu na masę, a bardziej na ognisko i obiadokolację. Masa miała się nie odbyć ponieważ panowie policjanci pogrozili pismami i telefonami. Zapowiedzieli, że będą patrzeć, nagrywać, łapać i karać. Jakie było moje zdziwienie, gdy na starcie pojawiło się około 70 rowerzystów hahaha :). Mieliśmy jechać grupkami po 15 osób w jakiś tam odstępach, co oczywiście nie wyszło i już przy pierwszej przypadkowej okazji dojechaliśmy do siebie. Na szczęście chwała policji za to, że nie przyjechali wozem technicznym i nie sprawiali żadnych problemów. Ba nawet pan policjant parę razy zrobił "łiłu", aby dać znać kierowcom, że wjeżdżamy na rondo czy skrzyżowanie. Tym razem trasa masy skrócona do ścisłego centrum, co baaaaaaaardzo mi się podobało i chcę tak zawsze. Szybko, świeżo i przyjemnie. Nie nudzi się i nie męczy. Na mecie padła informacja, że na hałdzie na Sośnicy odbędzie się after. Na miejsce dotarliśmy po ponad godzinie, tyle trwało ogarnianie sklepów, kupowanie prowiantu, lampek itp. itd. PARANOJA, ponieważ sam przejazd masy zajął nie więcej niż 40 minut. Gdy renesansowy orszak dojechał na miejsce okazało się, że jest nas wiele. Najliczniejszy (chyba z 20 osób) i najfajnieszy after ever. Znów poznane nowe osoby, zabawowa atmosfera i dobre dziabanie ;). Z początku parę osób miało obawy, co do TEAM ZABRZE i ich umiejętności wzniecania ognia. Jednak nasze spokojne głowy jak zwykle poradziły sobie z problemem i otaczającą chęcią rozgrzania się i usmażenia kiełby na żywym ogniu. Przypominam, że były 2 st. C hehehe, chociaż ja i tak miałem jeszcze zapas ciuchów w plecaku i mogłem siedzieć dłużej.

Spotkanie zakończyliśmy około 23:30 rozjeżdżając się w swoje domowe strony. Piątkowa zabrzańska noc, cicha, pusta i ciepła, jakby nie to miasto. Nie udało się spalić całego przygotowanego drewna, może zabezpieczymy je na ognisko, które chcemy zrobić, gdy spadnie pierwszy porządny śnieg ;).

Dzięki wszystkim obecnym.

- galeria janka
- galeria naxa
- galeria rycha

zmodyfikowane miejsce z afteru ZMK nr 1


patole


zimno-ciepło-zimno


panorama najwyższej części hałdy


z rokerem na mecie ;)


rozpalanie, reszta patrzy i kibicuje ;P


władca ognia


grzanie


smażenie - już sobie smaka zrobiłem tym zdjęciem :>


rozrost ognia :D


w przerwach czas na herbatkę z sokiem malinowym (zdjęcie specjalnie dla Dynia ;>)


światłem malowane napisy, które lubimy


kwiatki, ten ładniejszy mój, naxowi coś nie szło zamrażanie światła ;p

Letnie hałdowanie

Poniedziałek, 4 października 2010 · Komentarze(3)
Kategoria rowerowanie
Lato, które znów przestawiło się na MODE: ON wyciągnęło mój zadek z domu. Długo to trwało, ponieważ wyruszyłem z bracikiem dopiero o 14. Z naxem, który zmienił plany wyjazdowe spotkałem się w okolicach Polibudy w Zabrzu.

Pojechaliśmy sprawdzić jak sobie jesień pozwala w okolicznych parko-lasach. Muszę przyznać, że gdyby nie trochę ognistych liści leżących na ziemi w ogóle nie zauważyłbym października :P. Najwyżej wrzesień, może sierpień dokładając do tego temperaturę. Na hałdzie skontrolowaliśmy stanowiska ogniskowe. Ostatnie po afterparty dalej widoczne, a wokół niego czekające na spalenie suche patyczki ;). Miejsce ogniskowe na wzgórku ;) w stanie idealnym, kamyczki zabezpieczające są, drewno do spalenia jest, osoby do rozpalenia są, niestety nie było z nami kiełbasy, ale to naprawi się w najbliższym czasie ;p. Dziś też narodziła się idea zrobienia ogniska z okazji pierwszego śniegu oraz z okazji wielkiegooooo śniegu - już na samą myśl dziób się cieszy. Ma się rozumieć na myśl ogniska, a nie śniegu :p.

Po skręceniu filmików i pstryknięciu paru zdjęć udaliśmy się na sk8 park poleżeć sobie trochę w słońcu i zdziabać co mieliśmy w plecakach. Taka pogoda powinna być cały czas - da się żyć i robić sport. Trzeba tylko wcześniej zjeść, żeby ścianki jedzeniowe nie pojawiały się tak szybko :>. Po 20min rozjechaliśmy się do domu.

PS było tak ciepło, że spokojnie można było jeździć w krótkich galotach i koszulce ;).

miejsce w stanie nienaruszonym cały czas czeka ;)


październikowa hałda


Ci zajź na coś patrzą, tym razem była to chyba ciufcia i spychacz ;p


a teraz ja patrzę się na Ciebie! ;>


kolejna uratowana pszczółka do kolekcji (topiła się w wodzie), w nagrodę promyk ;)


nawet trochę jesiennie


ja znany również jako mistrz masta yoda balansuję nad szlamem złomocnym


szlam dobromocny ;)


rowerowy tatuaż


banan i psycholandia ;))

Gliwicka Masa Krytyczna (październik)

Piątek, 1 października 2010 · Komentarze(3)
Kategoria masy
Pierwszy piątek, a więc pierwsza masa w dziesiątym miesiącu tego roku. Od rana wizytowałem uczelnie, gdzie byłem na spotkaniu z turbiną, a później przypominałem sobie stare dobre czasy, w starych dobrych miejscach, ze starymi dobrymi ludźmi tzn. okres 2003-2008 , w CD, z Michałami :).

Ledwo wróciłem do domu, zmontowałem szybki obiad i już musiałem wracać do Gli. Z bracikiem i naszymi pełnymi brzucholami zdecydowaliśmy, że jedziemy sobie spokojnie, przez las Maciejowski. Wyruszyliśmy o 17:30 i bez pośpiechu przedzierając się przez błotno-betonowe pokłady gęstej pulpy dotarliśmy do Tarnogórskiej. Jadąc do centrum udało mi się 2 razy wjechać w potłuczone butelki (nie wiem jak moja opona to wytrzymuje, ale na razie mam to gdzieś ;p). Udało się także zdążyć na Plac Krakowski przed wyjazdem masy. To opóźnienie (jak okazało się później) tylko się powiększało. Musze przyznać, że był to najgorszy, najdłuższy, najwolniejszy, najzimniejszy przejazd masy krytycznej jaki odbyłem w Gliwicach. Jako tako ratowały go standardowe rozmowy ze znajomymi (Agnusbe, Jarek, Jenzor, ejpok, Tori, Kira, Rychu, Dynio, nax, audiobiker, Daro, Chemik, Anika - na mecie). Jestem za tym, żeby skrócić trasę przejazdu do max. 1h, a w pewnych miesiącach i przy niesprzyjającej aurze do 30min. Paradoksalnie przejazd grudniowej (2009) masy był z 2 razy szybszy niż październikowej (2010). Średnia powinna oscylować przy wartości 12km/h. Żeby wykonać tą misję niemożliwą należy jechać wolniej niż 12km/h na podjazdach, 12km/h po prostej i szybciej niż 12km/h z górki. Niestety moje oczy odnotowywały wyniki 6km/h na prostej. Rozważam czy na następną masę nie przyjechać na nogach, bo 6km/h to mój normalny, spokojny chód. Dzięki tej średniej przejazd trwał prawie 2h, do tego wypizgało mnie niemiłosiernie, a podczas całej trasy ziewałem na lewo i prawo. Dodatkowo to wolne tempo stwarzało niebezpieczne sytuację na światłach, ponieważ początek peletonu dojeżdżał na ostatnią sekundę zielonego, co sprawiało, że blokujący mieli misję niemożliwą 2, żeby zdążyć zatrzymać ruszające z wszystkich stron samochody, którym właśnie włączało się zielone, a cały peleton jechał na czerwonym - zgroza!!! (m.in. pod sklepem Lecler). Było ZA WOLNO, co także irytowało wielu kierowców za nami i pierwszy raz doszło do sytuacji, gdy na mega piździe wyprzedzało nas stado samochodów w ostatniej chwili uciekając przed nadjeżdżającymi z przeciwka autami. Uważam to masę za najgorszą i najniebezpieczniejszą ze wszystkich do tej pory odbytych. Zaraz po niej jest ta z "obstawą" straży miejskiej.

Podobały mi się dziewczyny z napisami FREE SMILE :)))), które na jakiś czas odwróciły moją uwagę od otaczającej mnie farsy. Miła była także rozmowa na ul. Dworcowej ze starszą Panią z pieskiem, którą niestety chciał przerwać gałgan Tori :P.

Na mecie szybka decyzja o natychmiastowym powrocie do domu bez afteru (którego jak się okazało i tak nie było). Zabieramy się z ekipą Bytomska z którą wracamy do Zabrza prędkością 30km/h. Jednak ja czułem sie jakbym siedział w deloreanie i przenosił się w czasie. Pewnie od tych płomieni, które towarzyszą temu zjawisku w filmie i od tego, że jechaliśmy 5 razy szybciej niż przez ostatnie dwie godziny :P - w koncu robi mi się ciepło. W Zabrzu Magik łapie pokazową gumę, przeprowadza błyskawiczny serwis i chwilę później rozstajemy się z Bytomiem, jadąc Mikulczycką pod górkę gdzie zostajemy podprowadzeni samochodem przez kumpla i jego dziewczynę :). Tyle.

- oficjalna galeria

więcej jaskrawych niż szarych ;), a więc zapraszam do kce, tam brakowało ludzi do blokowania :p


jedziemy szybciej niż 6km/h co widać po mnie :P - JUPI!!!!!!!!!!!! :)


z bracikiem jedziemy wolniej niż 6km/h co również widać ;((


różki pokazałem ;)


błyskawiczny serwis Magika. Dobrze, że nas ten dziadek nie pobił za to ;P