Red Rock Canyon
Wtorek, 7 września 2010
· Komentarze(9)
Kategoria rowerowanie
Od wczoraj wiedziałem, że dziś będzie na mnie czekać prezent w postaci pięknej pogody. Nie wiem za co i od kogo ta nagroda, ale wiem po co ;). Jak dają to biorę i wykorzystuję (zabrzmiało jakbym żubra otwierał :P). W tym przypadku spożytkowanie mogło być tylko jedno... rower.
Od momentu, gdy przeczytałem wpis Daniela na jego blogu w głowie miałem tylko jeden cel do realizacji - odwiedzić czerwone skały. Dzięki bracikowi, który na ostatniej Gliwickiej Masie wypytał Daniela o miejsce, w którym zrobił pewne ładne zdjęcia, wiedzieliśmy gdzie jedziemy.
O 10 wyskoczyłem na rower odebrać zakupy, dzięki czemu mogłem sprawdzić czy da się kręcić w krótkich spodniach. Ocena była pozytywna. Czekając aż słońce wzniesie się wyżej, a bracik skończy rysować w CADzie, umyłem swoją meridke, która skamlała o to od paru tygodni :). O 13 nastąpiło włączenie trybu "braciki mode on the road" i ruszyliśmy w trasę. Droga nie była długa, google maps wyliczyło jedyne 17km. Nie wiedziałem, że w takim zasięgu znajduje się coś o czym nie miałem pojęcia. Po walce z trasą 78, tirami, osobówkami i jednym PH-owcem Duluxa, który czekał na zielone na wahadełku i postanowił zajechać mi drogę znaleźliśmy się w Reptach. Skręciliśmy w las na szlak rowerowy, gdzie nastąpiło zgubienie :). Nie przejęliśmy się tym, ponieważ las oferował bardzo miłe podjazdy i zjazdy, które urozmaicał widokiem niesamowicie ogromnych drzew. Tak sobie jeżdżąc dotarliśmy w znajomy dla mnie teren Dolomitów Sportowej Doliny. Miło, bracik nigdy nie widział tej górki, więc mogliśmy popatrzeć sobie na sesję ślubną pewnej parki na stoku. (jak można przez 10 min robić to samo zdjęcie!!! ;P). Gdy nasze oczy nie mogły już na to patrzeć, a pewien koń zaczął dosłownie turlać się ze śmiechu, ruszyliśmy dalej. Zjazdy, podjazdy, brązowe błotko, pomarańczowe błotko, czerwone błotko, miękkie, płynne, lepkie, ogólnie wszystko czego pragnie/potrzebuje każde kobiece ciało ;P. Udało dotrzeć się na szczyt pewnej hałdki, według wikimapii to właśnie była Red Rock. Jednak według nas i tego co widzieliśmy na zdjęciach gówno prawda :). Po zjedzeniu bananów, ruszyliśmy szukać dalej. Po upływie XX czasu doszliśmy do wniosku, że wracamy, trudno. Ostrzegano nas, że można jeździć obok tego i nie znaleźć, ale kto by w to wierzył, przecież to KANION!!!!! ;>. Kto by pomyślał, że chwilę później staniemy się świadkami i uczestnikami odnalezienia przeznaczonego na ten dzień miejsca. Mijając pewne drewniane schodki bracik rzucił hasło "choć tam wejdziemy i zobaczymy co będzie widać".
Kopary nam opadły, przepiękny widok na nasze Red Rock, a według wikimapii na Wielki Kanion Tarnogórski. Zawróciliśmy, aby znaleźć drogę na sam dół. Dróg było wiele, wiele było też kamorów, małych akwenów, oraz wytworzonych przez płynącą wodę rowów. Dzięki jednemu takiemu prawie poczułem jak smakuje Red Rock. Kto wie, może byłem o milimetry od odkrycia nowej przyprawy :). W końcu osiągnęliśmy dno, chociaż niektórzy twierdzą, że to zdarzenie miało już miejsce jakiś czas temu ;). Na dnie jak to na dnie, czyściuteńka woda, żabki, rybki, kwiatki, kamyczki i wielkie masywy skalne otaczające nas z każdej stron. To wszystko przyprawione błękitnym niebem i gorącymi chlustami słońca. Spędziliśmy w tym miejscu 1,5h, po prostu nie dało się ruszyć, a może dlatego, że to co zjechaliśmy trzeba było teraz wjechać ;p. Udając się w górę odnaleźliśmy miejsce skąd woda się brała, oczywiście brała się z ziemi :P.
Żal było opuszczać to zjawiskowe miejsce, w którym pewnie niejedna kobieta powiedziałaby TAK i niejeden mężczyzna powiedziałby NIE :D , ale zapasy energii pomimo wszamanego banana i sznikersa zmierzały do zera. Nie mając konkretnej trasy na powrót udaliśmy się po prostu w stronę słońca. Jak długo się dało jechaliśmy terenem, co zaowocowało dalszym odkrywaniem ciekawych miejsc. Na trasę wyjechaliśmy w Stolarzowicach, a jadąc przez Helenkę spotkaliśmy w/w Daniela razem z Serafinem ;). Taki zbieg okoliczności. Bardzo udany dzień, wykorzystany jak tylko się dało, i który przypomniał mi jak bardzo lubię jeździć w terenie, a nie po asfalcie.
panoramy
ona jest ze snu, a ubrana w codzienność... :)
DSD z parką na środku
zatrzymanie w obawie przed szwagrem
sprawdzenie, czy przypadkiem forfiter nie ukrywa się tutaj przy brzegu ;)
brat podziwia traktur :P i szuka Red Rocka
bananowy szczyt w otoczeniu różnokolorowego szkła
na turka
na kucka
kwiatek
źrodło na oko czystej, na nos bezwonnej i na dotyk zimnej wody
pomarańczowy zawsze pasował do niebieskiego ;)
Od momentu, gdy przeczytałem wpis Daniela na jego blogu w głowie miałem tylko jeden cel do realizacji - odwiedzić czerwone skały. Dzięki bracikowi, który na ostatniej Gliwickiej Masie wypytał Daniela o miejsce, w którym zrobił pewne ładne zdjęcia, wiedzieliśmy gdzie jedziemy.
O 10 wyskoczyłem na rower odebrać zakupy, dzięki czemu mogłem sprawdzić czy da się kręcić w krótkich spodniach. Ocena była pozytywna. Czekając aż słońce wzniesie się wyżej, a bracik skończy rysować w CADzie, umyłem swoją meridke, która skamlała o to od paru tygodni :). O 13 nastąpiło włączenie trybu "braciki mode on the road" i ruszyliśmy w trasę. Droga nie była długa, google maps wyliczyło jedyne 17km. Nie wiedziałem, że w takim zasięgu znajduje się coś o czym nie miałem pojęcia. Po walce z trasą 78, tirami, osobówkami i jednym PH-owcem Duluxa, który czekał na zielone na wahadełku i postanowił zajechać mi drogę znaleźliśmy się w Reptach. Skręciliśmy w las na szlak rowerowy, gdzie nastąpiło zgubienie :). Nie przejęliśmy się tym, ponieważ las oferował bardzo miłe podjazdy i zjazdy, które urozmaicał widokiem niesamowicie ogromnych drzew. Tak sobie jeżdżąc dotarliśmy w znajomy dla mnie teren Dolomitów Sportowej Doliny. Miło, bracik nigdy nie widział tej górki, więc mogliśmy popatrzeć sobie na sesję ślubną pewnej parki na stoku. (jak można przez 10 min robić to samo zdjęcie!!! ;P). Gdy nasze oczy nie mogły już na to patrzeć, a pewien koń zaczął dosłownie turlać się ze śmiechu, ruszyliśmy dalej. Zjazdy, podjazdy, brązowe błotko, pomarańczowe błotko, czerwone błotko, miękkie, płynne, lepkie, ogólnie wszystko czego pragnie/potrzebuje każde kobiece ciało ;P. Udało dotrzeć się na szczyt pewnej hałdki, według wikimapii to właśnie była Red Rock. Jednak według nas i tego co widzieliśmy na zdjęciach gówno prawda :). Po zjedzeniu bananów, ruszyliśmy szukać dalej. Po upływie XX czasu doszliśmy do wniosku, że wracamy, trudno. Ostrzegano nas, że można jeździć obok tego i nie znaleźć, ale kto by w to wierzył, przecież to KANION!!!!! ;>. Kto by pomyślał, że chwilę później staniemy się świadkami i uczestnikami odnalezienia przeznaczonego na ten dzień miejsca. Mijając pewne drewniane schodki bracik rzucił hasło "choć tam wejdziemy i zobaczymy co będzie widać".
Kopary nam opadły, przepiękny widok na nasze Red Rock, a według wikimapii na Wielki Kanion Tarnogórski. Zawróciliśmy, aby znaleźć drogę na sam dół. Dróg było wiele, wiele było też kamorów, małych akwenów, oraz wytworzonych przez płynącą wodę rowów. Dzięki jednemu takiemu prawie poczułem jak smakuje Red Rock. Kto wie, może byłem o milimetry od odkrycia nowej przyprawy :). W końcu osiągnęliśmy dno, chociaż niektórzy twierdzą, że to zdarzenie miało już miejsce jakiś czas temu ;). Na dnie jak to na dnie, czyściuteńka woda, żabki, rybki, kwiatki, kamyczki i wielkie masywy skalne otaczające nas z każdej stron. To wszystko przyprawione błękitnym niebem i gorącymi chlustami słońca. Spędziliśmy w tym miejscu 1,5h, po prostu nie dało się ruszyć, a może dlatego, że to co zjechaliśmy trzeba było teraz wjechać ;p. Udając się w górę odnaleźliśmy miejsce skąd woda się brała, oczywiście brała się z ziemi :P.
Żal było opuszczać to zjawiskowe miejsce, w którym pewnie niejedna kobieta powiedziałaby TAK i niejeden mężczyzna powiedziałby NIE :D , ale zapasy energii pomimo wszamanego banana i sznikersa zmierzały do zera. Nie mając konkretnej trasy na powrót udaliśmy się po prostu w stronę słońca. Jak długo się dało jechaliśmy terenem, co zaowocowało dalszym odkrywaniem ciekawych miejsc. Na trasę wyjechaliśmy w Stolarzowicach, a jadąc przez Helenkę spotkaliśmy w/w Daniela razem z Serafinem ;). Taki zbieg okoliczności. Bardzo udany dzień, wykorzystany jak tylko się dało, i który przypomniał mi jak bardzo lubię jeździć w terenie, a nie po asfalcie.
panoramy
ona jest ze snu, a ubrana w codzienność... :)
DSD z parką na środku
zatrzymanie w obawie przed szwagrem
sprawdzenie, czy przypadkiem forfiter nie ukrywa się tutaj przy brzegu ;)
brat podziwia traktur :P i szuka Red Rocka
bananowy szczyt w otoczeniu różnokolorowego szkła
na turka
na kucka
kwiatek
źrodło na oko czystej, na nos bezwonnej i na dotyk zimnej wody
pomarańczowy zawsze pasował do niebieskiego ;)