Dzień, który nie chciał się skończyć
Czwartek, 8 lipca 2010
· Komentarze(3)
Kategoria rowerowanie
Ognisko, które miało miejsce dzień wcześniej tak nam się spodobało, że musieliśmy je powtórzyć. Motywacja zwiększała się z każdą kolejną osobą wyrażającą swoją chęć uczestnictwa. Na starcie zgromadziliśmy się skromnie Monika, nax, bracik i ja. Monika w tym dniu była najszczęśliwszą osobą w Zabrzu, ale mówi się w kuluarach, że nawet na całym Śląsku. Otrzymała od naxa jego w pełni amortyzowaną kobietę, żeby nie napisać łóżko wodne ;).
Po wizytacji w pobliskich sklepach wesołą gromadką udaliśmy się w stronę hałdy. Przed wjazdem do "parku rodzinne bieganie" nastąpił postój i dość długie oczekiwanie na Zabrzanina, który chyba nie wiedział dokładnie gdzie znajduję się ów park. Tłumaczyć go może jedynie wygląd i ksywka Elvis :), bo niby skąd taki gość mógłby wiedzieć. Gdy już osiągnęliśmy cel, rozpoczęło się zbieranie materiału na skonstruowanie ogniska. Strach myśleć, a co dopiero pisać, ale to było chyba jedno z ostatnich ognisk w tym miejscu. Przez te wszystkie obiadki zużyliśmy praktycznie wszystkie "patyki" nadające się na zabawę z ogniem, a przecież nie będziemy ścinać spokojnie żyjących sobie drzew :P. Z tego powodu zbieranie drewna odbywało się w dużych odległościach od stołówki. Bracik znalazł przewróconą brzózkę, którą dzielnie dowiózł rowerem. Nax siłował się z inną już wywróconą, jednak twarda sztuka z niej była i tylko obskubał ją z gałązek. Ja natomiast ambitnie udałem się w miejsca najdalsze, gdzie słońce nie docierało, a z każdej strony czaiły się podłe bestie. Gryziony przez komary, muchy i inne duże "nie wiem co" , atakowany przez pająki i ich sieci zdobyłem spore ilości suchego drewna. Wracając do pozostałych poczułem straszne pieczenie w klatce piersiowej, ale że byłem bez koszulki pomyślałem, że słońce pali mi skórę ;). Gdy zaczęło naprawdę boleć zobaczyłem, że na moim hasselhoffowym torsie imprezę urządziło sobie stado czerwonych mrówek. Gołym okiem widziałem jak mnie żarły i również gołą ręka pozbawiłem je życia. One w zamian dały mi prezent w postaci czerwonej plamy i bolącego popiersia do końca dnia :P. Po tym incydencie zabraliśmy się za montowanie pokarmu. Z uwagi na panujące od wielu dni zbyt dobre warunki pogodowe odbyło się to błyskawicznie. W tym czasie dołączyła do nas Gosia, która w końcu po 3 miesiącach pokazała się na swoim Krossie, którego jej zazdrościmy i którego z naxem prawie kupiliśmy (okazja to okazja :P, dalej trochę żałuję, że Ją namówiliśmy ;) hahaha). Były zdjęcia, było dymienie, było jedzenie, było również palenie różnych przedmiotów i filmowanie ich w HD ;).
Gdy dzień dobiegał końca postanowiliśmy uczcić ten wspaniały wypad browarkiem na sk8 parku. Akurat ze Szwecji przyjechał kolega z podstawówki, co zwiększyło naszą liczebność od dwie osoby Olę i Wojtka. Dalsze rozmowy, piwkowanie, zdjęcia grupowe i wybryki magnorowe trwały do późnej nocy. Następnie udaliśmy się do Gosi, aby dalej kontynuować tak dobrze rozpoczęty dzień. Monika, Ola i nax opuścili nasze szeregi, a reszta przez kolejne dwie godziny domówkowała się w towarzystwie wielu piw, wódki i śpiącej właścicielki ;). Po 2 w nocy opuściliśmy mieszkanie, Wojtek i Elvis udali się do domów, a ja z bracikiem odwiedziliśmy panienkę Balbinkę, która jak zwykle otwarcie i czuło nas przywitała. Były koreczki z parówek i sera, była herba, była wódka ;p. Była tez wisienka na czubku tego dnia, którą stało się powitanie słońca na dachu w centrum Zabrza. Niezapomniane przeżycie siedzieć sobie wysoko i czekać aż wstanie. Wspaniały i niekończący się dzień, który dla mnie zatrzymał się dopiero o 10.
Morał.
Uważajcie jakie drewno bierzecie pod pachę ;).
w tym działaniu jest metoda
kiełbożercy
Kross vel. Szymon, niewidziany ponad 3 miesiące (dlatego ma zdjęcie)
KUŃ! podobny mnie kiedyś udziabał :)
grupa trzymająca władzę - nax, elvis, Monika, Gosia, ja i bracik
wschód nad Zabrzem
słynny zabrzański barak, hala, hangar - dworzec pkp. Prawda, że nie wygląda?
kolejna grupa, wyższa od poprzedniej: Pan Kwiatek, Balbin, Paweł, ja i bracik
gdzieś musiałem, a przecież ludziom na głowę nie będę
panorama nr 1
panorama nr 2
panorama nr 3
panorama nr 4
Po wizytacji w pobliskich sklepach wesołą gromadką udaliśmy się w stronę hałdy. Przed wjazdem do "parku rodzinne bieganie" nastąpił postój i dość długie oczekiwanie na Zabrzanina, który chyba nie wiedział dokładnie gdzie znajduję się ów park. Tłumaczyć go może jedynie wygląd i ksywka Elvis :), bo niby skąd taki gość mógłby wiedzieć. Gdy już osiągnęliśmy cel, rozpoczęło się zbieranie materiału na skonstruowanie ogniska. Strach myśleć, a co dopiero pisać, ale to było chyba jedno z ostatnich ognisk w tym miejscu. Przez te wszystkie obiadki zużyliśmy praktycznie wszystkie "patyki" nadające się na zabawę z ogniem, a przecież nie będziemy ścinać spokojnie żyjących sobie drzew :P. Z tego powodu zbieranie drewna odbywało się w dużych odległościach od stołówki. Bracik znalazł przewróconą brzózkę, którą dzielnie dowiózł rowerem. Nax siłował się z inną już wywróconą, jednak twarda sztuka z niej była i tylko obskubał ją z gałązek. Ja natomiast ambitnie udałem się w miejsca najdalsze, gdzie słońce nie docierało, a z każdej strony czaiły się podłe bestie. Gryziony przez komary, muchy i inne duże "nie wiem co" , atakowany przez pająki i ich sieci zdobyłem spore ilości suchego drewna. Wracając do pozostałych poczułem straszne pieczenie w klatce piersiowej, ale że byłem bez koszulki pomyślałem, że słońce pali mi skórę ;). Gdy zaczęło naprawdę boleć zobaczyłem, że na moim hasselhoffowym torsie imprezę urządziło sobie stado czerwonych mrówek. Gołym okiem widziałem jak mnie żarły i również gołą ręka pozbawiłem je życia. One w zamian dały mi prezent w postaci czerwonej plamy i bolącego popiersia do końca dnia :P. Po tym incydencie zabraliśmy się za montowanie pokarmu. Z uwagi na panujące od wielu dni zbyt dobre warunki pogodowe odbyło się to błyskawicznie. W tym czasie dołączyła do nas Gosia, która w końcu po 3 miesiącach pokazała się na swoim Krossie, którego jej zazdrościmy i którego z naxem prawie kupiliśmy (okazja to okazja :P, dalej trochę żałuję, że Ją namówiliśmy ;) hahaha). Były zdjęcia, było dymienie, było jedzenie, było również palenie różnych przedmiotów i filmowanie ich w HD ;).
Gdy dzień dobiegał końca postanowiliśmy uczcić ten wspaniały wypad browarkiem na sk8 parku. Akurat ze Szwecji przyjechał kolega z podstawówki, co zwiększyło naszą liczebność od dwie osoby Olę i Wojtka. Dalsze rozmowy, piwkowanie, zdjęcia grupowe i wybryki magnorowe trwały do późnej nocy. Następnie udaliśmy się do Gosi, aby dalej kontynuować tak dobrze rozpoczęty dzień. Monika, Ola i nax opuścili nasze szeregi, a reszta przez kolejne dwie godziny domówkowała się w towarzystwie wielu piw, wódki i śpiącej właścicielki ;). Po 2 w nocy opuściliśmy mieszkanie, Wojtek i Elvis udali się do domów, a ja z bracikiem odwiedziliśmy panienkę Balbinkę, która jak zwykle otwarcie i czuło nas przywitała. Były koreczki z parówek i sera, była herba, była wódka ;p. Była tez wisienka na czubku tego dnia, którą stało się powitanie słońca na dachu w centrum Zabrza. Niezapomniane przeżycie siedzieć sobie wysoko i czekać aż wstanie. Wspaniały i niekończący się dzień, który dla mnie zatrzymał się dopiero o 10.
Morał.
Uważajcie jakie drewno bierzecie pod pachę ;).
w tym działaniu jest metoda
kiełbożercy
Kross vel. Szymon, niewidziany ponad 3 miesiące (dlatego ma zdjęcie)
KUŃ! podobny mnie kiedyś udziabał :)
grupa trzymająca władzę - nax, elvis, Monika, Gosia, ja i bracik
wschód nad Zabrzem
słynny zabrzański barak, hala, hangar - dworzec pkp. Prawda, że nie wygląda?
kolejna grupa, wyższa od poprzedniej: Pan Kwiatek, Balbin, Paweł, ja i bracik
gdzieś musiałem, a przecież ludziom na głowę nie będę
panorama nr 1
panorama nr 2
panorama nr 3
panorama nr 4