Błotne maseczki i Czechowice

Piątek, 19 listopada 2010 · Komentarze(3)
Kategoria rowerowanie
W piątkowy poranek zbudziło mnie słońce. Było to dziwnie i nienaturalne, ponieważ dzień wcześniej świętowaliśmy wielki dzień tj. 15 listopada 2010. Celebracja nie odbyła się w plenerze, lecz w knajpie. Dlatego też powinienem zostać zbudzony bolącym baniakiem od papierosowego dymu. Na szczęście i mam nadzieję na zawsze ten stan nie powróci już. Czekałem na to od wielu lat i uważam tą decyzję za najsłuszniejszą w całej historii nowożytnej Polski :D.

Po śniadaniu i napisaniu kilku postów brat Michał zaproponował jazdę na Czechowice. Oczywiście zgodziłem się, była to dobra okazja do podjęcia próby pozbycia się red rockowego lakieru, który został nałożony w ilości znacznej ;P.
Szybka mobilizacja, info do naxa i już byliśmy w drodze. Przy kąpielisku leśnym zatrzymał mnie telefon naxa, który kończył serwis zielonych nóżek i chciał z nami :)... poczekaliśmy 30 minut!!!!! (zajśśśśśśś). Na szczęście czas umilały nam wodno-błotne leśne trasy. Po spotkaniu przy Macieju i napełnieniu bidonów ruszyliśmy kolejny raz w darmowe SPA :>. Jest frajda w takiej jeździe zwłaszcza, gdy nie posiada się błotników. Na miejsce dzięki zmianom dotarliśmy prędko i żwawo. Nax czasami uciekał, ale wkurzał się na swoją niewygodną pozycję na 16" ramie, wiec musieliśmy go zrozumieć :P. Na Czechowicach wciąż jesiennie, ale już nie złoto, lecz szaro, buro i ponuro. Kolory lakieru także uległy zmianie. Pomarańczowy Red Rock został pokryty pospolitym, leśnym błotem w barwach czarno-brązowych. Po napojeniu się i pstryknięciu kilku fotencji ruszyliśmy nazot. Powrót zmodyfikowaną trasą, ale kolejnego SPA sobie nie odmówiliśmy :P. Pierwszy raz jechałem w żółtych szkłach. Kurcze aleeee różnica, ładnie podbijały kontrast i sprawiały, że jakoś dziko się czułem ]:->. Na koniec zaczęła mnie łapać ścianka jedzeniowa, co na ostatnich dwóch podjazdach wprawiło mnie w nieciekawy stan. Dobrze, że do domu było już blisko :).

Sprowokowało mnie to do zrobienia potężnego obiadu, do którego użyłem 3/4 zawartości lodówki. Później mogłem umrzeć z herbatą w reku ;).

złote tarasy, ino że w Zabrzu ;)


anikowy licznik żyjący własnym życiem :), (należy zwrócić uwagę na to, że rower leży :P)


merida lubi to :)


posiedzenie


panorama


szaro, buro i ponuro 1


szaro, buro i ponuro 2


zbiorowo-kolorowo jak na paradzie równości ;)


patrząc na Świat przez nieróżowe okulary :P

Red Rock Canyon 2

Niedziela, 14 listopada 2010 · Komentarze(10)
Kategoria rowerowanie
W sobotnią noc na forum GMK zrodziła się idea, aby w niedzielny poranek wybrać się na Red Rock. Chętnych mało, bo tylko ja i bracik, inni mieli zamiar jechać do WPKiW. Na szczęście czytam wpisy ludzi z Katowic oraz Chorzowa i wiem czego można się tam spodziewać w weekend, a tym bardziej gdy pogoda jest przyjazna dla człowieka :P. Jednym zdaniem udało się nawrócić grzeszników na słuszną drogę. Co nie zmieniło naszego składu aż do porannego wyjazdu.

Godzina 10:00 pod Multikinem nikt się nie stawił, a więc czas ruszyć na północ. Po dotarciu na kopernickie rondo odzywa się telefon. Dzwoni kubush, który potwierdza swoją chęć dołączenia do Brygady RR (pamiętacie tą baje? ;P). Czekamy 10 minut i nasza ekipka zostaje wzmocniona przez Kubę, Darka i Olka. W ostatecznym pięcioosobowym składzie kierujemy swoje opony na Reda. Pogoda cudna, ulice puste, tempo dobre, chociaż z bracikiem często robimy przypadkowe ucieczki od peletonu, zwłaszcza na podjazdach wykorzystując powszechnie znaną i lubianą jazdę na kole ;>. Na Stolarzowicach podejmuję złą decyzję i skręcamy troszkę nie tak jak trzeba było ;P. Wynikiem tego jest lekkie zboczenie z obranego kursu i jazda wzdłuż torów wąskotorówki. Gdy na horyzoncie pojawia się jedyna w tej okolicy góra, wiemy że jest dobrze :P, to DSD. Tam postój i chwilę później oglądamy Wielką Dziurę z góry, stojąc sobie na tarasie widokowym. Krótka sesja i kierunek do wnętrza tego dołu. Zanim dotarliśmy na dół zdążyliśmy kilka razy nałapać odpowiednią ilość pomarańczowego błotka, umyć się w kałużach i nałapać ponownie ;>. Wygrzani słońcem i schłodzeni źródełkiem zdecydowaliśmy się na powrót, który przebiegł bezproblemowo. Nasza grupa Oranje rozdzieliła się w Zabrzu.

Minęło 9 tygodni od mojej wizyty w Wielkim Dole, a ślady błotka na rowerze dalej były widoczne ;). Dziś warstwa tego specyfiku została odnowiona ;>. Trzeba tam kiedyś wrócić jakąś większą ekipą. Posiedzieć, zrobić jakiś ogień, zrobić jakieś kiełby ;P, wody do gaszenia jest w trzy i trochę ;].

Kto dziś nie ruszył się z domu i nie wykorzystał dnia z krótką koszulką i krótkimi spodniami w tytule popełnił grzech i powinien sobie wyznaczyć karę! Jeśli nie umie sam, może poprosić znajomych tudzież swojego proboszcza :>.

PS ehhhh, że ten Vettel musiał to wygrać :/. Chociaż przyznać trzeba, że Alonso i Ferrari za dziś nie należało się NIC! Brawo Kubika ;>.

spotkanie pod krzyżem, o dziwo nikt nas nie gonił :P


zła droga, ale widoki dobre ;)


wskaźnikiem zrobionym na prędce moje pokazywanie gdzie jesteśmy i gdzie chcemy lub powinniśmy być ;P


wiedziałem, że to będzie mega fotka, kubush też wyczaił ten kadr ;P


panoramka, troche mniej zieleni niż 2 miesiące temu, poza tym bez zmian :)


Kuba i ja na tle kamieniołomu


Brygada RR aka Oranje TEAM


lubię pod słońce


red rocka wziąłem ze sobą do domu na czym się dało ;]


nowa definicja koloru białego, trzeba będzie pozmieniać w paru miejscach :]

Zabrzańska Masa Krytyczna (listopad)

Piątek, 12 listopada 2010 · Komentarze(0)
Kategoria masy
Nastał piątek, a więc tygodnia koniec i początek. Zależy od punktu siedzenia i kierunku patrzenia, dla mnie standardowo drugi piątek miesiąca był krytycznym piątkiem masowym.

Pogoda pod psem (nie mając na myśli nic złego w stosunku do tych najlepszych zwierzaków domowych ;P) od kilku dni, krótkie przebitki słońca przeplatane soczystymi opadami deszczu. Jednak bracik michał, zdesperowany i zmuszony przez tradycję wyruszył w czwartek zbadać miejsce na afterowe ognisko masowe. Po powrocie miał dobrą i złą wiadomość. Dobra była taka, że po ostatnim ognisku zostało kupę i jeszcze trochę drewna :>. Zła, że wszystko w około było mokre, włącznie z sezonowanymi już miesiąc patykami :P. Decyzja o tym czy ognisko będzie czy nie miała zostać podjęta po masie. Na starcie stawiłem się 10 minut przed startem, gdzie zgromadziło się około 40 rowerzystów - pełen podziw!. Ściskanie łapkinsów, pogaduszki, zdjęcia, informacja od naxa, żeby nie czekać na niego i startować, ponieważ PKP realizuje swoje cele ;). Ruszyliśmy obstawiani przez policję, straż miejską oraz karetkę. Chwilę później razem z kubushem zrobiłem wielkie "Oooooooooo!!!!" gdy na pierwszych czerwonych światłach Pan policjant wjechał sobie tak po prostu na skrzyżowanie zachęcając nas do tego samego :). Piękne to było!!!. Byłem już na wielu masach, ale jeszcze nigdzie nie spotkałem się z tak daleko idącą pomocą (pozdrawiam Pana w radiowozie na czele :> hehehe). Każde skrzyżowanie, rondo i światła zabezpieczone wybitnie wspaniale, włącznie z wysiadaniem i "ręcznym" kierowaniem ruchem ;P. Praca służb porządkowych na najwyższym dotąd nigdzie niespotykanym poziomie, a przecież masę zabezpieczali pierwszy raz, więc tym bardziej należą się brawa. Podobało mi się jak na skrzyżowaniu przy Politechnice, Pan policjant wysiadł, aby po raz kolejny pokierować ruchem i widząc nasz rozświetlony peleton uśmiechał się prawdziwym szczęściem :]. Wspomnieć muszę również o superaśnym przednim kole McArona, które kręcąc się wyświetlało napis i logo masy - respekt i dzięki za nową atrakcję. Ciekawym momentem był również człowiek z dziczy aka nax, który dołączył do nas przy Kauflandzie na swojej zmęczonej i ubłoconej 3-dniowymi Beskidami meridzie. Wielki Sza dla niego, za to co wyprawia z lekarskim zakazem jeżdżenia na rowerze ;)) hehehe.

Na mecie podziękowano wszystkim za udział i determinację oraz zaproszono na afterowe ognisko masowe ;]. Tak... postanowiliśmy, że się odbędzie ;). Nax miał benzynę, Serafin w plecaku przywiózł suche drewno, więc nie mogło być inaczej ;p. Pożegnałem się i każdy udał się w swoje miejsce przeznaczenia. Większość pojechała od razu na ognisko, a mniejszość (w tym ja) po Anię kobietę Kuby ;). Po krótko-dłuższym upływie czasu połączyliśmy się ponownie, aby w wyborowym towarzystwie przeciwstawiać się siłą natury, podtrzymywać ogień, rozmawiać oraz pichcić i wcinać kiełby :> (dzięki dla naxa i kubusha, za poratowanie pokarmem ;p). Po 3 godzinach oświetleni jak szaleni ruszyliśmy przez Zabrze do domów, w dalszym ciągi wzbudzając zainteresowanie imprezowych mieszkańców miasta.

Podsumowując była to najlepsza Masa Zabrzańska. Cieszy i dziwi zarazem fakt, że dopiero czwarta w swojej krótkiej historii, a osiągnęła już taki poziom pro, że nic zmieniać nie trzeba, a nawet nie można! ;). Na koniec chciałbym podziękować wszystkim znajomkom i nowopoznanym, którzy przybyli. Robi się Was coraz więcej i łatwiej byłoby wypisać kogo nie było, ale niech będzie, że jeszcze spróbuję: Małgosia, Ania, Karolina, Anika, Kira, Jenzor, klimk, daro, McAron, goofy, Tori, rychu, nax, Chemik, kubush, serafin, Janek, Daniel i Dżordż ;).

PS Dynia nie było, ale duchem był z nami :) (ehh ten gwóźdź).

PPS Nie mogę się doczekać aż odbędzie się ta parodia wyborów, która ma dać złudne wrażenie, że coś może się zmienić. Mam nadzieję, że kolejna Zabrzańska Masa Krytyczna odbędzie się już bez podpinających się pod nas niedoszłych (daj Boże) polityczków różnych frakcji. Chociaż może nie do końca. Może lepiej, gdy świnie dojdą do koryta, zaczną żreć i zapomną o otaczającym Świecie.

- oficjalna galeria masy
- galeria Goofy'ego

start


mikulczycki uphill z policją na czele


na znaku kierunki na GMK, KMK i BMK ;)


rozrabiamy na kolorowej masie 1


rozrabiamy na kolorowej masie 2


meta i różki w górze ;)


żywy ogień i miejmy nadzieję nieżywe kiełby ;)

Gliwicka Masa Krytyczna (listopad)

Sobota, 6 listopada 2010 · Komentarze(3)
Kategoria masy
Historia lubi się powtarzać, a w dodatku wielokrotnie. Podobnie jak miesiąc wcześniej byłem w Gliwicach, żeby powrócić do Zabrza, zjeść i pojechać do Gliwic. Tym razem miałem nieco więcej czasu niż poprzednio, czego nie może powiedzieć bracik mehow ;)(dosłownie wszedł zjadł i wyszedł). Kolejnym powtórzeniem była pogoda. Nie wiem jak robią to Gliwice i komu i ile płacą, ale od początku roku mają pogodę na zamówienie. Nieważne, czy przez 2 tygodnie było 5st. C. czy rano lało, na masę zawsze jest pogoda.

Po zjedzeniu lasagnii z biedronek wyruszyłem z bratem do Gliwic. Bez pośpiechu i gonitwy jechaliśmy sobie trasą standardową. Gdzie w okolicach Bravo prawie dostałem zawału i chciałem wjechać w krzaczory, gdy podjechało do mnie coś. Myślałem, że samochód tak blisko i zaraz zarobię co najmniej lusterkiem, ale NIE. Był to Artur z Katowickiej Masy na swojej "poziomce" ;p. Dalszą trasę odbyliśmy już wspólnie docierając na Kraka przez wydziały Politechniki Śląskiej. Na miejscu konkretna ilość ludzików, zwłaszcza jak na listopad. Widać pogoda zrobiła swoje, a raczej Grupa Trzymająca Władzę ;). Przywitanie z kim się dało, a dało się z wieloma. Bardzo miłe uczucie, gdy z masy na masę, ma się więcej rąk do uściśnięcia i imion do zapamiętania - podoba mnie się to wielce, że tak Kazikowo zaciągnę ;P. Spróbuję wymienić wszystkich obecnych znajomków, ale nie wiem czy dam radę ;) : Karolina, Anika, Kira, Eve, Jarek, Jenzor, Klimk, Daro, Gary, Goofy, Ejpok, Tori, Rychu, nax, audiobiker, Chemik, Pablow, Kubush, Serafin, pogodynek i Lukashs. Później nastąpił bardzo kolorowy przejazd, którym rozświetliliśmy Gliwice i co ciemniejsze uliczki ;). Trasa lekko zmieniona/skrócona (co było na duży plus) minęła mi bardzo szybko. Powodem były rozmowy o wszystkim z Eve od najładniejszego Treka na Śląsku, a później z rozmowy o wszystkim i o niczym z nowopoznaną Karoliną dzięki, której przejazd stał pod znakiem zapachu XS hmmmmmm :>.

Na mecie pamiątkowe zdjęcia, zwracanie zdobytych fantów, czyli zapachowej ukrain-szmaty oraz próba jazdy na Arturowej poziomce. Niestety próba nieudana, potrzebowałem więcej czasu, żeby się przestawić ;p. Na szczęście bez obrażeń i świadków mojej gleby, których było by więcej niż odsłon pewnego filmiku na youtubie ;). Na zakończenie udaliśmy się na afterparty, czyli ognisko na koronie stadionu XX-lecia. Frekwencja ogromna około 25 osób. Po opróżnieniu bidonów i zakończeniu rozmów o przedwojennym Zabrzu, ruszyłem z bracikiem do domu. Dzień i noc idealne na jeżdżenie, dlatego podjechaliśmy jeszcze na Macieja zatankować wodę i wróciliśmy na okrętkę do domu.

Bardzo pozytywna masa.
"Pooooodooooobałaaaaa mi sięęęęęę! Taka gruba, ale mi się podobała" :>

- oficjalna galeria masy
- galeria Goofy'ego

ciepły to był dzień, 18 stopni o godz. 11 ;)


rozmowy z matrixowym wirusem ejpokiem ;p


szykowanie do startu


grupowo na mecie


smakowanie poziomki ;P


płonie ognisko w... no nie w lesie ;P


zdecydowanie LUBIMY TO! ;>


podziekowania za zdjecia dla Goofy'ego, Rycha i naxa.

Groby, stawy, lasy, hałdy

Niedziela, 31 października 2010 · Komentarze(4)
Kategoria rowerowanie
Pamiętając co zwykła mawiać pewna Sarna ( "bądź mądry" ) wziąłem się i byłem mądry. Dodatkowo pomnożyłem tą mądrość razy 2 biorąc ze sobą brata ;). Tak samo jak rok wcześniej postanowiliśmy odwiedzić groby dzień wcześniej, aby uniknąć niepotrzebnego nikomu efektu świątecznego marketu. Dodatkowo poczyniliśmy dalsze zmiany jakimi było wykorzystanie do tego celu rowerów. Plan siedział w głowie już od jakiegoś czasu. Niepewna była tylko pogoda (czytaj: ludzie i ich "-30st. C. od przyszłego tygodnia"). Jak mnie śmieszą takie osoby/prognozy/programy, które rozsiewają bullshit na lewo i prawo. W sumie to tylko pomyłka o 50st co tam, a wszyscy już na zimówkach :) buahaha, zdzierajcie, zdzierajcie.

Cmentarze w kolejności Centrum, Biskupice i Rokitnica osiągnięte bardzo sprawnie i bez wielkiego napinania się. Drogi puste, pogoda idealna na rower i robienie sportu - taka powinna być wiosna/lato/jesień/zima :) , ponieważ się chce, ponieważ się da. Człowiek się nie męczy, ma większy power i wszystko przychodzi łatwiej i z większym zadowoleniem (uwielbiam max 20 :>). Na trasie odwiedzamy jeszcze staw nietoperzowy, który wyglądał najładniej w tym roku, przypominając morskie głębiny.

Po powrocie do domu zasiadam sobie do kompa, aby zrobić wpis na bs. W tym czasie bracik robi sobie trip na Czechowice, a nax postanawia mnie zaczepić :P. Skutkiem tego działania wbrew ogólnie przyjętym zasadom jest szybka szama i spotkanie na Centrum. Tam okazuje się, że nax owszem nie może chodzić, ale jazda wychodzi mu całkiem sprawnie :). Jeżdżąc bez celu pojawiamy się w maciejowskim lesie, gdzie spotykamy bracika wracającego z Czechowic. Od tamtej pory kontynuujemy jazdę bez celu w trójkę ;). Las wygląda przecholernie cudnie. Żółty, pomarańczowy, czerwony bardzo miło robią dla oka, to zdecydowanie najlepsza pora roku, oby trwała jak najdłużej! Z Maciejowa przez strefę Wyzwolenia przenosimy się do Parku Leśnego, aby udać się na rekonesans hałdy. Zanim docieramy na miejsce, PKP funduje nam nowe podejście z rowerami na barkach ehh. Po objechaniu wszystkich punktów kontrolnych postanawiamy udać się do domu.

Przy zachodzie słońca widzimy dwa łabądki i zgraję kaczuch, co prawdopodobnie rozczula naxa, który zaprasza nas na lody :). Bardzo przydatny był to ruch, ponieważ Michał zaczynał już łapać ścianę (zrobił ponad 80km), a do domu jeszcze trochę było. Konsumpcji dokonujemy przy ostatnich promieniach wpatrując się w nowe rondo. Energia się pojawia i ruszamy do domu. Każdy ma swój plan na koniec dnia. Ktoś się ogniskuje, ktoś spaceruje z termosem herbaty po Zabrzu. Ale co się dziwić nocka przy 10st. C. nie pozwalała siedzieć w domu :).

niech se Jadzia wsadzi ;)


nietoperzowy z czystą morską wodą i fajowskimi "ripple markami" od wiatru ;)






tak niebieskiej wody tu jeszcze nie widziałem


oczko zasypane przez liście


postój na rzucanie purchawkami i ich późniejsze kopanie ;)


uphill sponsorowany przez pkp


oświeceni


malarsko jakoś


rdzenny to las ;)


łabądki dwa


pełny mleka z kremową śmietanką ;), no i która nie kupi, która!? ;p

Do praktikera

Piątek, 29 października 2010 · Komentarze(4)
Kategoria short trips
Do praktikera.
Pomimo 5st. C. mega ciepło, zapowiada się super dzień, nie mówiąc już o jutrze ;P.

Jesienne Czechowice

Niedziela, 17 października 2010 · Komentarze(5)
Kategoria rowerowanie
Dokładnie tak samo jak tydzień wcześniej wybrałem się po niedzielnym obiedzie na rowerek, co by troszku rozruszać swoje ciało. Skład nie był już taki sam, ponieważ do spalania kalorii dołączył się bracik, który był w sumie prowokująco-zaczepiającym bratem ;p.

Do Czechowic droga dość uciążliwa. Nie było zimno, ale wiatr na trasie skutecznie wkurzał i hamował. Nawet tunelik się nie spisywał, bo wiało pod dużym kątem, a w dwójkę nie dało się odpowiedniego "wachlarza" wykonać ;). Na Cześki w końcu zawitała jesień, w tym miejscu przypomnę, że miesiąc wcześniej było tam jeszcze lato ;). Dość sporo osób jak na taką temperaturę i brak słońca. Jednak wcześniej musiało być ich więcej, na co dowodem była ekipka z panem Rysiem w roli głównej, która mocno porobiona imprezowała przy ogródkowo-knajpianym stoliku oraz kartka obwieszczająca "zakończenie sezonu" :).

Po 20 minutach ruszyliśmy do domu. Jechało się o wiele lepiej, a to dlatego, że przestało totalnie wiać, nie hamowało, a ja odczuwałem komfort termiczny. Nie było mi ani za ciepło, ani za zimno, aż chciało się zostać i jeszcze pokręcić.

czeska złota jesień 1


czeska złota jesień 2


2 boćki spóźnione do Afryki, "trying to make theirs way home"


bardzo Milo z Meridą ;)


jesienny tunel


było wręczenie nagród MTB i była pogoń za lisem

10.10.10 czyli niedzielne, poobiednie rowerowanie

Niedziela, 10 października 2010 · Komentarze(3)
Kategoria rowerowanie
Dzień zaczął się najgorzej. Zarwałem kilka nocek, żeby zobaczyć jak Kubicy na drugim okrążeniu odpada koło. Żabojady do Afryki!!! Żeby nie umieć przykręcić śrubki - żenua.

Po niedzielnym obiadku rodzinnym postanowiłem trochę pokręcić. Pojechałem sobie na Maciejów do lasu, później pod radiostację, dalej do lasu za Bravo i wróciłem do domu. Miał być wpis w short tripach, ale przez 2 fajne zdjęcia, które udało się pstryknąć i pewnego osobnika w czerwonym Fordzie Focusie, który popiera akcję KIEROWCO CHROŃ JEŻA do tego stopnia, że hamował razem ze mną awaryjnie, postanowiłem zrobił regularny wpis ;). Tuptuś spokojnie przedreptał sobie na drugą stronę ulicy :>.

Po powrocie nażarłem się sernika :P, a teraz idę sprawdzić czy zabrzańską biedronkę odwiedziły promocyjne włochate rogi :).

postój z widokiem


so i listen to the radio...

Zabrzańska Masa Krytyczna (październik)

Piątek, 8 października 2010 · Komentarze(5)
Kategoria masy
08.10.2010 - od paru dni wiedziałem, że będzie to jeden z najbardziej wypełnionych piatków tego roku. Rozpoczął się sprawą w sądzie na szczęście obecność na niej była nieobowiązkowa, dlatego też leżałem sobie pod kołdrą. Później miał miejsce pogrzeb dyrektora z mojego liceum.

Gdy wróciłem do domu telefonem zaczepił mnie nax, który wygodnie siedział sobie na ławce pod moim blokiem. Pojechaliśmy na hałdę przyszykować opał i miejsce na ognisko dla afterowiczów z masy. Pogoda bardziej niż cudowna - dlaczego tak nie może być cały rok? Chyba trzeba pomyśleć nad zmianą szerokości geograficznej ;). W przygotowaniach pomagał oczywiście bracik oraz Rychu, który kiedyś prosił co by dawać znać, gdy będziemy się wybierać, zwłaszcza w jego okolice ;P. Drewna tyle, że mamy wielkie nadzieje na przyszłość. Aż nie chciało się wracać do domu na jedzenie i szykowanie na masę tylko od razu rozpalać i robić obiad.

W domu jakieś małe am w postaci musli tropikalnych z biedronki ;> i przygotowania do wyjazdu na masę, a bardziej na ognisko i obiadokolację. Masa miała się nie odbyć ponieważ panowie policjanci pogrozili pismami i telefonami. Zapowiedzieli, że będą patrzeć, nagrywać, łapać i karać. Jakie było moje zdziwienie, gdy na starcie pojawiło się około 70 rowerzystów hahaha :). Mieliśmy jechać grupkami po 15 osób w jakiś tam odstępach, co oczywiście nie wyszło i już przy pierwszej przypadkowej okazji dojechaliśmy do siebie. Na szczęście chwała policji za to, że nie przyjechali wozem technicznym i nie sprawiali żadnych problemów. Ba nawet pan policjant parę razy zrobił "łiłu", aby dać znać kierowcom, że wjeżdżamy na rondo czy skrzyżowanie. Tym razem trasa masy skrócona do ścisłego centrum, co baaaaaaaardzo mi się podobało i chcę tak zawsze. Szybko, świeżo i przyjemnie. Nie nudzi się i nie męczy. Na mecie padła informacja, że na hałdzie na Sośnicy odbędzie się after. Na miejsce dotarliśmy po ponad godzinie, tyle trwało ogarnianie sklepów, kupowanie prowiantu, lampek itp. itd. PARANOJA, ponieważ sam przejazd masy zajął nie więcej niż 40 minut. Gdy renesansowy orszak dojechał na miejsce okazało się, że jest nas wiele. Najliczniejszy (chyba z 20 osób) i najfajnieszy after ever. Znów poznane nowe osoby, zabawowa atmosfera i dobre dziabanie ;). Z początku parę osób miało obawy, co do TEAM ZABRZE i ich umiejętności wzniecania ognia. Jednak nasze spokojne głowy jak zwykle poradziły sobie z problemem i otaczającą chęcią rozgrzania się i usmażenia kiełby na żywym ogniu. Przypominam, że były 2 st. C hehehe, chociaż ja i tak miałem jeszcze zapas ciuchów w plecaku i mogłem siedzieć dłużej.

Spotkanie zakończyliśmy około 23:30 rozjeżdżając się w swoje domowe strony. Piątkowa zabrzańska noc, cicha, pusta i ciepła, jakby nie to miasto. Nie udało się spalić całego przygotowanego drewna, może zabezpieczymy je na ognisko, które chcemy zrobić, gdy spadnie pierwszy porządny śnieg ;).

Dzięki wszystkim obecnym.

- galeria janka
- galeria naxa
- galeria rycha

zmodyfikowane miejsce z afteru ZMK nr 1


patole


zimno-ciepło-zimno


panorama najwyższej części hałdy


z rokerem na mecie ;)


rozpalanie, reszta patrzy i kibicuje ;P


władca ognia


grzanie


smażenie - już sobie smaka zrobiłem tym zdjęciem :>


rozrost ognia :D


w przerwach czas na herbatkę z sokiem malinowym (zdjęcie specjalnie dla Dynia ;>)


światłem malowane napisy, które lubimy


kwiatki, ten ładniejszy mój, naxowi coś nie szło zamrażanie światła ;p

Letnie hałdowanie

Poniedziałek, 4 października 2010 · Komentarze(3)
Kategoria rowerowanie
Lato, które znów przestawiło się na MODE: ON wyciągnęło mój zadek z domu. Długo to trwało, ponieważ wyruszyłem z bracikiem dopiero o 14. Z naxem, który zmienił plany wyjazdowe spotkałem się w okolicach Polibudy w Zabrzu.

Pojechaliśmy sprawdzić jak sobie jesień pozwala w okolicznych parko-lasach. Muszę przyznać, że gdyby nie trochę ognistych liści leżących na ziemi w ogóle nie zauważyłbym października :P. Najwyżej wrzesień, może sierpień dokładając do tego temperaturę. Na hałdzie skontrolowaliśmy stanowiska ogniskowe. Ostatnie po afterparty dalej widoczne, a wokół niego czekające na spalenie suche patyczki ;). Miejsce ogniskowe na wzgórku ;) w stanie idealnym, kamyczki zabezpieczające są, drewno do spalenia jest, osoby do rozpalenia są, niestety nie było z nami kiełbasy, ale to naprawi się w najbliższym czasie ;p. Dziś też narodziła się idea zrobienia ogniska z okazji pierwszego śniegu oraz z okazji wielkiegooooo śniegu - już na samą myśl dziób się cieszy. Ma się rozumieć na myśl ogniska, a nie śniegu :p.

Po skręceniu filmików i pstryknięciu paru zdjęć udaliśmy się na sk8 park poleżeć sobie trochę w słońcu i zdziabać co mieliśmy w plecakach. Taka pogoda powinna być cały czas - da się żyć i robić sport. Trzeba tylko wcześniej zjeść, żeby ścianki jedzeniowe nie pojawiały się tak szybko :>. Po 20min rozjechaliśmy się do domu.

PS było tak ciepło, że spokojnie można było jeździć w krótkich galotach i koszulce ;).

miejsce w stanie nienaruszonym cały czas czeka ;)


październikowa hałda


Ci zajź na coś patrzą, tym razem była to chyba ciufcia i spychacz ;p


a teraz ja patrzę się na Ciebie! ;>


kolejna uratowana pszczółka do kolekcji (topiła się w wodzie), w nagrodę promyk ;)


nawet trochę jesiennie


ja znany również jako mistrz masta yoda balansuję nad szlamem złomocnym


szlam dobromocny ;)


rowerowy tatuaż


banan i psycholandia ;))